poniedziałek, 30 czerwca 2014

Od Len'a: Trzecia osobowość

Wstając przeciągnąłem się leniwie. Przetarłem ręką oczy na które padły następnie jasne, słoneczne promienie. Wszyscy dookoła już wstali.
-Len nareszcie wstałeś!-powiedziała Rozalia. Ja jednak zamrugałem wolno dwa razy oczami. Dopiero po chwili doszło do mnie to co powiedziała Roza. Ziewnąłem tylko przeciągle i zwinąłem się w kłębek.
-*Oyasumi...-powiedziałem tylko nieco lekceważącą i wróciłem do mojego ulubionego zajęcia. Spania. Jak można tego nie uwielbiać? Nagle poczułem na sobie coś zimnego...I mokrego...To była woda! Od razu zerwałem się jak poparzony. Nade mną stała Rozalia z wiadrem które zresztą zapełniła najpewniej z pomocą Jack'a.
-**Mouu, nienawidzę was!-mruknąłem. Nie dość że mnie budzą to jeszcze wodą!-Bezczelność...Jak można traktować tak ideał?-powiedziałem dalej zaspany. Nie chciało mi się na nich wrzeszczeć. W końcu bylem taki śpiąąąący. Gdyby nie to pewnie już dawno któreś z nich skończyłoby z zadrapaniem.
-***Baka Rozalia...-mruknąłem znów. Jest taka irytująca. Nawet rano. Miałem zamiar pobawić się wisiorkiem tak jak robię to zazwyczaj jednak zobaczyłem jeszcze coś na mojej szyi. A no tak! To badziewie od tej nieżyjącej wilczycy. Cóż może kiedyś się na coś przyda. Nie rozumiem czemu wszyscy tak za nią płaczą. Nie znali jej nawet 1 dnia! Ale to wypełnia ich żalem...Kocham żal innych!Nagle poczułem się dziwnie. Spojrzałem na moje paznokcie. Nie robiły się odblaskowe? A więc czemu...

****                                                               ~**3**~

Spojrzałem na wszystkich zebranych. Nie rozumiałem o co chodziło. Jacyś prostacy po prostu na mnie spoglądali! Tak o! Niedopuszczalne! Spojrzałem na mój śnieżnobiały ogon.




















-Czy ktoś z zebranego towarzystwa raczyłby uprzejmie wytłumaczyć mi całą zaistniałą sytuacje?-zapytałem z grzecznością. W końcu to podstawa, racja? Nie wyobrażam sobie jak mógłbym wyrażać się w inny sposób!
-Zaraz...Tego Len'a jeszcze nie znam...-stwierdziła białowłosa dama. Wyglądała na straszą ode mnie. A więc należy jej się podwójny szacunek.
-Przepraszam niewiasto, ale czy zdradzisz mi choć swe imię?-spytałem lekko kłaniając się. Następnie popatrzyłem na damę stojąc obok niej. Zwróciłem się więc jej stronę z takim samym ukłonem. Panny oraz jakiś młodzieniec popatrzyli na mnie z lekkim zdziwieniem.

Ah, więc któreś z zebranych wytłumaczy mi to całe zdarzenie?


*Słownik według Len'a*

*Oyasumi-Oznacza po prostu "Dobranoc"
**Mou-Nie jest tak właściwie słowem. To dźwięk który Len wymawia gdy marudzi/boi się.
***Baka-Idiotka/Idiota, Głupia/Głupi
**** ~**liczba**~ Tak będę oznaczał zmiany osobowości aby łatwiej było się w tym połapać. Jeśli w miejscu gdzie ma być liczba wpisane będzie 1 oznacza to zmiana w pierwszą postać Len'a itd.

Od Moonilght: Nadzieja...

Obudziło mnie śpiewanie ptaków, dość miłe jak na początek śmierci... Zaraz! Może nie umarłam! Otworzyłam ospale oczy... poraziło mnie światło dnia, byłam nadal w przyczepie. Nagle coś potrząsnęło przyczepą a ja z niej wypadłam.
-Mamo!!! Mamo!!! Zobacz piesek!- Zawołała jakaś mała dziewczynka.
-Biedaczyna... zaraz to wilk! Ale nie Nie mogę być taka obojętna! Przecież to zwierze cierpi!!Zaniose je do domu a mąż opatrzy tego biednego wilczka... wygląda na młodego.- Po słowach kobiety zamerdałam ogonem pomoc od ludzi, może, może jest nadzieja!
-Mamo zobacz ona się cieszy!!!
-Tak córeczko- kobieta położyła mnie na wielkiej chuście zawinęła i wzięła razem z córką mnie do domu.  Położyły mnie przy rozpalonym kominku. Było tak cieplutko. Zobaczyłam, że na kanapie siedzą dwa psy. Jeden podszedł do mnie.
-Witaj jak ci na imię kochanie?- powiedziała wilczyca... tak to była wilczyca.
-M...- zakaszlałam- Moonlight.
-Śliczne imię, a ile masz lat?
-Jako człowiek?
-Tak- Wilczyca uśmiechnęła się ciepło.
-13
-Młodziutka jesteś.
-Mhm- pokiwałam lekko głową.
-Oj przepraszam zaraz wrócę zapomniałam o moich dzieciach z chęcią cie poznają.- Wilczyca wyszła na zewnątrz w tym samym czasie Mała dziewczynka też wybiegła na dwór z wielką kolorową piłką. Kobieta najpewniej poszła do bydła bo niosła ze sobą wielkie wiadra i bańki na mleko.
-Hazel!! Nico!!!- Zawołała wilczyca- Wracajcie!
Naglę do pokoju jak tornado wbiegła dwójka wilków. Wilczyca najprawdopodobniej imieniem Hazel była w moim wieku, Jej brat jak zgaduje miał o cztery lata więcej.
-Dzieci proszę mamy gościa- Uspokoił ich wilczur siedzący na kanapie.- przywitajcie się proszę!
Pierwsza podeszła do mnie Hazel z poważną miną.
-Cześć jestem Hazel a to mój brat Nico. Mam 13 lat a ty?
-Mam na imię Moonli też mam trzynaście lat i uśmiechnij się!-Powiedziałam, do wilczycy. Usmiechneła się i usiadła przed kanapą.
-Ja mam na imię Nico całuje rączki i mam 17 lat. - Ukłonił się nisko za to Hazel podeszła do niego i uderzyła go w głowę.
-Ał a to za co?!
-Idioto! A może byś tak się nie wydurniał co?
-Oj siostra nie marudź!
-Dzieci! Nasza Moonli jest zmęczona- Zawołała wilczyca- Ojciec miał was uczyć dziś polowania Czyż nie?- spojrzała z wyrzutem na Basiora on tylko się przeciągnął zeskoczył z kanapy i powiedział:
-Chodzicie dzieci! Moonli musi odpocząć.
-Wybacz mi ale muszę przypilnować ich.- Wilczyca wzięła kawałek mięsa i  podała mi pod nos.
-A jak mam się do pani zwracać?
-Może być Mamo?
-Naprawdę! Nigdy nie miałam... mamy
-Wychowałam już tyle szczeniąt, że każde szczenie jest dla mnie własnym.
-Dobrze... Mamo?
-No to idź spać gospodarz zaraz przyjdzie i cię opatrzy...
-Pa Mamo.- Wilczyca Wyszła. Położyłam głowę na łapach i zasnęłam. Myślałam o Appalosie, Rozali i Lenie... Lenie... Ciekawe co robi? Nagle przypomniało mi się o tym, że Jeden naszyjnik był szczególne. Dotknęłam mojego kamienia księżycowego a on zaświecił. Tak należał do Lena. Na pewno aura wytwarzana z niego jest bardzo szczególna... poprawia umiejętności nawet o 2. Myślę o nim i myślę i myślę i myślę i coraz bardziej mi odbija. Nie wiem, co mi odbija... chociaż ten Nico...


Rozmarzyłam się...

CDN



Od Rozalii

-Jak mam być szczera to zaraz Ci wyjaśnię dlaczego nie widziałaś go wcześniej-powiedziałam z uśmiechem.
-Tak? Dlaczego?
-Jack jest z mojej rasy i tylko moja rasa go widzi, a wy go widzicie, ponieważ dostaliście ode mnie w głowę-powiedziałam ze śmiechem.
-Może zostaniesz tutaj na noc? Tam jest taaaak niebezpiecznie!-powiedział Len.
-Powrót kwiatka numer 2!-powiedziałam.
-W sumie czemu nie
-Lepiej chodźmy spać...
Położyliśmy się spać. Kiedy się obudziłam słońce dopiero wschodziło. Wszyscy jeszcze spali.
Sprawdziłam czy wszystko było i czy nie ma nic nie daleko. Chwila! Zagapiłam się! Jack'a już nie ma.
-Nie ważne... Potem pewnie wróci-powiedziałam do siebie. Poszłam nad jezioro, by nabrać wody dla koni. Jednak niemało zdziwiło mnie, iż chłopak stał na jeziorze, które zamarzło. Pierwszy raz doznałam takiego uczucia. To był chyba... Zachwyt? Na jeziorze były cudowne wzory.
-Niesamowite!-powiedziałam przypadkiem na głos.
Chłopak mnie zauważył. Podeszłam bliżej.
-Już wstałaś?
-To u mnie normalne-powiedziałam z uśmiechem.- Niedługo nie przyzwyczaisz!
Przyglądałam się wzorom i weszłam na lód.
-Hej, lepiej uważaj
-Nie musisz się martwić
-Podoba Ci się?
-Oczywiście! Jak mogłoby się i to nie podobać?
-Nie każdemu może się podobać...
-Nie wiem komu, ale mi się bardzo podoba!
-Miło coś takiego słyszeć. Zwłaszcza, że większość osób mnie nie widzi...
-Współczuję...
-No cóż...
-Wybacz, ale pomożesz mi w którymś miejscu rozbić lód? Konie potrzebują wody...
-Dobrze. Może tam przy brzegu?
-Jasne-powiedziałam z uśmiechem.
Rozbiliśmy lód i pomógł mi zanieść wodę koniom. Jeszcze trochę rozmawialiśmy, aż pozostali wstali. Oczywiście Len na końcu.

Czy ktoś z tej świętej trójcy dokończy?

Od Appalosy (CD Jack`a): Jak kurier, to kurier. Przesyłkę trzeba dostarczyć.



- Bo… - Odparłam. – Moonli kazała wam to przekazać. W nich jest cząstka jej. Powiedziała, ze nie ważne czy to wyrzucicie czy zostawicie, ale ja was proszę – miejcie je.
- D – dobrze. App – paloso? Cz – Czy coś j – jeszcze się sta – ało – o?
- Tak, Moonlight została chyba zabita przez kłusowników. Ale wydawała mi się silna. Może przeżyje? – Łzy zaczęły mi kapać z oczu.
- Appalosa! Twoje łzy! One… To… To kryształy!
- Wiem. Uzbierał się stosik przy Moonlight. Może ci idioci zostawią ją w spokoju i zabiorą tylko te drobiazgi?
- A dlaczego nie wzięłaś jej ze sobą? – Zapytała Rozalia.
- Kazała mi uciekać. Gdybym była Jednorożcem, prawdopodobnie by mi odcieli róg, a gdybym była człowiekiem, mogliby mnie zabić. I Rozalia, ja też jestem ze świata Zero.
- Ale co ma piernik do wiatraka?
- Bo ty mówiłaś, że jesteś ze świata Zero i ja z Moonli się wtedy dziwiłyśmy, a ja w sumie o tym zapomniałam, bo od bardzo dawna tu jestem. Zostałam tu przeniesiona w wieku 4 lat. Oczywiście w ludzkich latach, ale mi jest straszliwie przykro z powodu mojej… Ech… Chyba nawet nie przyjaciółki, ale ja ją tak uznawałam.
- Hy hy hy… Będzie jeden mniej wilk, ale zaraz kolejny się urodzi, więc o co chodzi? Wielka mi strata! I to był sarkazm! – Zły Len wrócił.
- Oj przymknij się głupi, fioletowy kwiatku!!! – Krzyknęłam na niego.
- Skąd kwiatku? – Zdziwiła się Rozalia.
- Jest taki kwiatek – len. - Powiedziałam
- Aa… Żeczywiście.
- A ty jesteś jakimś dziwnym Jednorożcem! Nawet by ci chyba tego roga nie odcieli, bo jest taki króciutki! A ogon, to jakać kulka na jego końcu, i jeszcze ten dziwny kolor! Czym cię w dzieciństwie oblali?
- To kasztanowaty!! – Zmieniłam się w jednorożca. Stanęłam dęba. Tupnęła kilka centmetrów przed jego stopami. Przystawiłam róg do piersi. Zaczął się cofać, a ja nie odstąpiłam. Przewrócił się o kamień, ja się schyliłam. Dotknęłam jego szyji moim rogiem. Nagle usłyszałam:
- Roza – chan! Pomocy! Aaaa! Boję się! – Zaczął płakać. Ja nie podnisłam głowy.
- Appa, nie! – Usłyszałam głos Rozalii. Podniosłam głowę. – Dziękuję. Dziękuję, że go nie uśmierciłaś. – Powiedziała zadyszana. Ja się odsunęłam i zamieniłam w człowieka.
- Masz szczęście, bo bym cię najchętniej ukatrupiła na miejscu. Moonli… Tym razem posunęłam się dalej. Wtedy go nbawet nie dotknęłam.
- Co? – Powiedziała Rozalia.
- Dlaczego ja się awanturuję? Moonlight. Moja przyjaciółka. Znałam ją kilka godzin, ale i tak się z nią zżyłam.
- Mi też jest smutno Appa.
- I mi… Co ja gadam?!
- I wrócił stary kwiatek – Powiedziałyśmy chórem.
- O! Właśnie! Appa, tu jest Jack.
- Sory, ale chyba jesgem ślepa.
- Nie, on tu jest.
- Wieżę ci, ale go nie widzę… Len? Ty go widzisz?
- Tak. Chwilę… - I wlaną mnie w głowę.
- O co chodziło?
- Nie bolało?
- Minimalnie. – Patrzę, a tam jakiś chłopak! – O! To ty Jack?
- Widzisz mnie?
- Noo… Tak.
- To fajnie, ale się trochę ciebie boję.
- Aha? Dlaczego?
- Po tym co teraz zrobiłaś…
- Nie martw się. Postępuję tak tylko z tym idiotą.
- Nie mów do mnie idiota!!!
- Przymknij tą swoją kocią japę.

Len? Jack? Rozalia? Mam nadzieję, że dokończycie.

Od Jack'a

-No więc...-zastanowiłem się chwilę. O czym mogłem z nią pogadać? Po prostu chciałem choć trochę ją poznać.
-To ja wam nie przeszkadzam zakochani!-powiedział Len śmiejąc się i gdzieś pobiegł.
-Co!? Idiota!-odkrzyknęła do niego Rozalia. Ja cicho zaśmiałem się-Ugh...Potrafi być wkurzający...-stwierdziła dziewczyna.
-Da się przywyknąć?-spytałem.
-Jak żyje się z nim jakieś 2 lata to raczej tak-odparła z lekkim uśmiechem. Ja tylko kiwnąłem głową. Przez chwilę rozmawialiśmy o różnych sprawach. Trochę się pośmialiśmy. Po chwili jednak spoważniałem.
-Właśnie...Tak właściwie jak to jest? No wiesz...Jak to gdy inni Cię widzą?-zapytałem-To musi być fajne, nie? Przynajmniej ktoś Cię zauważa...-dodałem już nieco pochmurniej. Niektórzy mówią, że chcieli by być niewidzialni. Nawet nie wiedzą jak bardzo to okropne.
-Jack wszystko dobrze?-spytała mnie Rozalia. Znów zbyt rozklejam się nad sobą! Od razu się uśmiechnąłem.
-Nie, nie to nic takiego!-zaśmiałem się. Gdy dziewczyna chciała odpowiedzieć Len przyszedł z jakimś jednorożcem. Było w nim tylko coś innego...Jego uszy! Były żółte? No tak jak wcześniej. Czemu tak się dzieję.
-Appalosa? Co ty tu robisz?-spytała Rozalia.
-R-roza-chan bo...Ja spotkałem ją i...I w ogóle czemu z-zostawiłaś mnie samego? B-bałem się!-powiedział Len płaczliwym głosem. Zaraz...Coś jest nie tak!
-Co sie mu stało?-zapytałem.
-Właśnie Jack! Zapomnieliśmy wspomnieć. Len ma 2 jaźnie. Jedną dobrą, drugą złą. To właśnie ta dobra-wytłumaczyła mi Rozalia.
-Rozumiem...Tak sądzę.
Nagle jednorożec zmienił się w dziewczynę. Dziewczyna była smutna.
-Zaraz...Rozalia do kogo ty przed chwilą mówiłaś?-spytała zdziwiona.
-Nieważne potem Ci wytłumaczymy. Co się stało?-odparła pytaniem Rozalia.

Appalosa, Len, Rozalia? Co dalej?

Od Moonlight: Pożegnanie.

To wszystko wydawało mi się takie dziwne. A tak niedawno miałam wszystko poukładane nawet jedna rodzina na zamku chciała mnie adoptować. Niestety wszystko zaprzepaścił jakiś kotołak, inna i jednorożec zmieniający się w dziewczynę. Nagle poczułam okropny bul. Głowa mi pulsowała a nogi piekły tak jakby ktoś przytykał do nich rozżarzone do czerwoności żelazo. Wiedziałam chociaż, że nadal je czuje i nie straciłam ich w pełni. Zemdlałam. Zobaczyłam strzępki wspomnień. Moją mamę zawijającą mnie w prześcieradło i pozostawiającą przy jeziorze. Ojca walczącego z kłusownikami. Potem masę ognia, wokół biegały jednorożce, kłusownicy złapali kilka z nich i odcieli im rogi, niektóre przeżyły lecz zostały ludźmi niektóre umarły a niektóre nie mogąc znieść tego, że są ludźmi zabijały się. Wtedy jakiś kłusownik zobaczył mnie i tu się mi wszystko urywa. Potem sceneria wraca do Momentu gdy kotołaki pokazały mnie ludziom, nie w pełnej transformacji jak zostałam zaciągnięta do stosu drewna gdzie chcieli mnie spalić i wtedy coś mnie ocaliło. Nie wiem co ale to coś miało ogon i uszy oraz bardzo zaciekawiony wzrok.Otworzyłam oczy. Nie wiedziałam co się zdarzyło. Podciągnęłam kawałek moich dżinsów i zobaczyłam tam wielkie krwawiące rany po zadrapaniu. Jakby lew… nie to było coś mniejszego coś takiego jak… kotołak! Odsunęłam dalszą część mojej nogi. Od kolana do stopy była pokiereszowana krwawiła a po części wylewała się z niej zielona maź. Zdjęłam moją skórzana kurtkę. Miałam te same ślady co na nogach. Serce waliło mi strasznie. Nagle zobaczyłam że leżę w kałuży krwi! Nagle weszła Rozalia nakryłam się kurtką i udałam że śpię.

***

Troszkę mi się zrobiło przykro. Łzy same mi się cisnęły do oczu. Może znałam ich od kilku godzin, wilki za szybko przywiązują się do innych. Kotołak.... dlaczego myślę ciągle o nim? Co mnie obchodzi taki egoista? Czemu? Nie... Domyślam się czemu ale nie dopuszczę do siebie tej myśli. Musze znaleźć sobie partnera... ale z mojej rasy. Oparłam się o ścianę szopy. Apalosa podeszła bliżej bardzo zawiedziona.
-Moonli,- Zaczęła Appa- Oni...
-Wiem, poszli- Nagle usłyszałam przeraźliwy huk, kłusownicy.- Mają swoje sprawy a ty swoje.
-My mamy swoje!- Oburzyła się Appa.
-Nie, Musisz uciekać.
-Jak to!! Bez ciebie ani rusz!
-Appaloso!- Westchnęłam- Nie możesz mnie zabrać zbyt krwawię, zostawię ślady pójdą naszym tropem zabiją nas! Pozwól mi chociaż ciebie uratować!
Moonli- Appalosa łkała przez łzy ja też zaczęłam płakać. Usłyszałam brzdęk. Łzy Appalosy zamieniały się w perły które wylądowały w mojej kałuży krwi.- Proszę...
-Appaloso jesteś zawzięta i waleczna- uśmiechnęłam się słabo.- Znasz mnie od kilku godzin, a chcesz mnie ratować. To niemożliwe ja się już do was przywiązałam taka słabość wilka.
-Przecież chcesz by człowiekiem.
-Nie Dzięki tym kilku godziną zrozumiałam że nieważne kim jesteś jaką rasą, Ważne byś siebie akceptowała i pokazała, że muszącie zakceptować albo się nie w trącać. Gdy próbujesz być kimś innym zabijasz siebie, ja popełniłam to samobójstwo osobowości więc śmierć to mój ostatni krok do odpoczynku.
-Ale Moonli- Appalosa nie mogła zatrzymać potoku łez. Zdjęłam ze swojej szyi trzy wisiorki a jeden zostawiłam. Wręczyłam je Appalosię. - Moonli! Dlaczego mi to dajesz?
-Wręcz to Lenowi i Rozalii, powiedz im, że to podarunek ode mnie i że umarłam.-Powiedziałam roniąc małą ciepłą łzę. Zorientowałam się że przymnie leżała cała góra pereł (łez Appalosy)- I nie przejmuj się tym że cie nie usłuchają albo po prostu wyrzucą te naszyjniki nie dziwię im się W końcu znają mnie od kilku godzin. A ty musisz wziąść się w garść założyćwłasne stado żyć dalej. Moje życie nie jest wartę złamanego grosza! Ale ty Musisz, żyć a teraz biegnij! Za pół godziny będą tu kłusownicy.
-A ten trzeci medalion?- Appalosa otarła łzę w rękaw.
- ten trzeci jest dla ciebie w każdym, z medalionów jest zamknięta cząstka mnie która wytwarza Aurę dostosowaną do każdego. Biegnij!- Appalosa założyła naszyjnik na którym był mały kamień księżycowy... zbierałam je tak długo... Może im się bardziej przydadzą. Appalosa podeszła do drzwi obejrzała się jeszcze raz za siebie jakby coś ją tu trzymało a potem wyszła.

30 minut później


Usłyszałam kroki. Zmieniłam się w wilka chociaż tak mogę umrzeć... umrzeć z godnością. Nagle weszli do środka. Zamknęłam mocno oczy wstrzymałam oddech.
~Umrzesz chociaż z godnością. Miło być znów wilkiem~ Uśmiechnęłam się do siebie. Poczułam uderzenie jakby ktoś mnie kopnął.
-Zdechlak, Przyda się na skórę. - Zachrypiał nieznajomy głos
-Masz rację- Odpowiedział drugi- ale wyprawa będzie trwała z 2 tygodnie! jak nie więcej. Wypatroszmy go tutaj!
-Nie... zobacz ile pereł... zabierzemy go do pałacu...
Ci dwaj ludzie podnieśli mnie i w rzucili do jakiejś przyczepy.
Co  miało stać się potem? Nie wiem i nikt tego nie wie.






Od Rozalii

-Czyżbyś we mnie wątpił?-zapytałam.-Teraz jazda!
Konie pognały do przodu jak szalone. Strażnicy dosiedli swoich koni i niestety kilkoro zrównało się z nami. Przywołałam moją kosę i stanęłam na grzbiecie konia.
-Len! Czas się zabawić!
Zrozumiał o co chodzi i jego pazury się wydłużyły. Zrzucaliśmy strażników jeden po drugim. Część z ranami, a część bez. W końcu dotarliśmy do bramy. Strażnicy byli już niedaleko. Jack spowalniał ich jak mógł. Bez namysłu zniszczyłam bramę moją kosą. Nie wiedziałam, że tak potrafię. Byliśmy już dość daleko.
-Len... Na nie powiem co były Ci te klejnoty!
-No, ale... One tak ładnie błyszczały...
-Jak ja mam z tobą wytrzymać?
-Co?! Przecież jestem idealny!
-Nie ważne. Oddasz je?
-Nie.
-Jeśli rozpoznają je w innym mieście, jak już znajdziemy to czego szukamy, będziemy mieć kłopoty...
-To je już wyrzucam... Ale tylko dlatego, że ja tak chcę!
-Dobra. Jedziemy dalej! Następny postój wieczorem!
-Jasne.
Jechaliśmy, jechaliśmy i jechaliśmy przez następne 5-6 godzin. W końcu stanęliśmy. Przywiązałam konie do drzewa.
-Dobra możemy odpocząć. Napoje i nakarmię konie.
Poszłam to zrobić. Kiedy wróciłam -ku mojemu zdziwieniu- wszystko było gotowe.
-Len to twoja sprawka?
-Nie, to ten koleś, Jack
-Ach, dzięki Jack. Bardzo mi pomogłeś.
-Miałem Cię o coś spytać.
-Tak? O co?
-Może, chcesz pogadać?
-No... Jasne!

Jack? To czym będziemy tutaj dyskutować?

Od Len'a: Kolejna afera

Dopiero co się pojawiłem i...Ktoś mnie trzymał! I nie puszczał! O co chodzi!? To byli...Strażnicy! Tacy wielcy i straszni!!! W co mnie moja osobowość znowu wplątała.
-Oddaj to co ukradłeś!-krzyknąłem jeden.
-Ale ja nic nie zrobiłem! Przysięgam!-krzyknąłem płacząc. Wtedy zobaczyłem, że na dachu jest Roza-chan i...Jakiś chłopak. Nie miałem teraz czasu się nad tym zastanawiać! Bałem się! I to bardzo! Co teraz ze mną będzie!? Czy oni mnie zabiją!? Nieee! Ja chce żyć! Mam dopiero 13 lat! Tyle życia przed sobą!
-Roza-chan ratuuuj!-krzyknąłem dalej płacząc. Ona westchnęła.
-W co ten idiota znów się wpakował?-mruknęła cicho i zeskoczyła z białowłosym chłopakiem z dachu.
-Znasz go?-spytał strażnik. Kierował to pytanie do Rozalii...Tak sądzę.
-Tak, to mój brat-odparła spokojnie-O co chodzi?
-Ukradł drogocenne stare klejnoty-oznajmił strażnik.
-Ja nic nie ukradłem! Roza-chan nie wierz mu!-powiedziałem znów płacząc. Oni kłamią! A nawet jeśli to nie ja je ukradłem tylko Len! To znaczy Len to ja ale...No to ten zły Len!
-Ucisz się i nie kłam!-"warknął" znów mężczyzna który mnie trzymał.
-Niech pan wybaczy, ale czy to aby na pewno nie była inna osoba? Miała na przykład żółte uszy i ogon?-spytała wskazując na moje uszy.
-Tak właściwie...Jego uszy były chyba czarne...-stwierdził.
-A czy jego oczy były szmaragdowe?
-No nie były niebieskie, ale...
-I czy miał odblaskowo żółte paznokcie?
-Rzeczywiście nie...I wyglądał na nieco doroślejszego. Dobrze to najwidoczniej była pomyłka. Wybaczcie-powiedział i mnie puścił. Ja od razu przytuliłem się do Rozy.
-Roza-chan bałem sięęęę!-powiedziałem płacząc.
-Len wystarczy-powiedziała Rozalia i odsunęła mnie lekko od siebie. Strażnik już zaczął się obracać gdy...
Gdzie ja tak właściwie byłem? O to ten strażnik co mnie złapał!
-Roza, co się tak właściwie stało?-zapytałem.
-Zaraz...Czy twój głos przed chwilą nie był inny?-zapytał strażnik i obrócił się-I...To jednak ty złodziejaszku!-krzyknął wściekły.
-Zamorduję Cię Len...-mruknęła Rozalia.
-Co by tu pasowało? Ups?-powiedziałem mimo wszystkiego z uśmiechem. Spojrzałem następnie na Jack'a który najwidoczniej niczego nie rozumiał. Strażnik zaczął biec w naszą stronę.
-Co teraz?-spytałem.
-Uciekamy!-stwierdziła Rozalia. Zaczęliśmy biec. Do tego z tego co widziałem Jack zamroził swoją laską drogę przed strażnikiem tak aby ten się poślizgnął. No proszę ten ćwok jednak na coś się przydaje! Następnie dobiegliśmy do koni, na które szybko wsiadaliśmy.
-To co? Jak myślisz damy radę uciec?-spytałem Rozalii.

Rozalia?

Od Rozalii: Widzialny, ale niewidzalny

-Prze-Len nie umiał wydusić z siebie słowa-pra...szam?
-Tak Len, tak to, to słowo -powiedziałam z uśmiechem.
Przez chwilę staliśmy w ciszy.
-Chyba trzeba się delikatnie pozbyć dziewczyn, co nie, Len?
-Zarżniemy je?!-krzyknął z szerokim uśmiechem.
-Nie ty idioto! Pójdziemy bez nich!
-Gdzie idziecie?-spytał Jack.
-Nie wiem, idę za nim w ciemno...-odpowiedziałam.- Wie gdzie iść, ale nie wie po co...
-Ciekawa logika-powiedział ze śmiechem.
-Dobra, Jack, chodź z nami! To lepsze niż siedzenie samemu!
-Niech będzie...
-Nie!!! Nie składajcie sobie takich umów bez mojej zgody!!! Nie pozwalam!!!
-Ale idzie z nami, tak?
-No, tak!
-To zamknij tę kocią jadaczkę! Wytrzymasz z nami?
-No, jasne
Poszliśmy do szopy. Tam siedziały dwie dziewczyny.
-Wybaczcie, ale zostawimy was tutaj. Dalej idziemy sami
-Hej! A co z nogami Moonli?!
-Do jutra powinno jej przejść, jeśli nie, wróćcie do miasta i weź ją do jakiegoś lekarza
Dziewczyna coś jeszcze mówiła, ale ja już nie słuchałam i wyszłam. Ruszyliśmy na północ.
-Po drodze zatrzymamy się jeszcze w jednym mieście. Zebrałam sporo pieniędzy, więc kupimy konie i jakieś zapasy
Nagle Len pobiegł na północ tak szybko, że z trudem go dogoniliśmy.
-Len! Co Ci odbiło!
-Rin...-powiedział cicho.-Chwila! Co ja gadam?!
-Powiedziałeś "Rin". Lepiej już chodźmy. Przez twój numer jesteśmy już w połowie drogi
-No...Dobra. A po co nam konie?
-Twoja druga osobowość to niezdara. Będzie szybciej konno, a ty też jakoś szybko nie biegasz
-No co?! Jestem idealny!
Złapałam się za głowę.
-Może już chodźmy? spytał Jack.
-Dobry pomysł. Jest już południe. Jeśli nie będziemy szli przez następne 3-4 godziny nie dotrzemy tam w dzień
Znowu zaczęliśmy iść. Co jakiś czas snuliśmy jakieś tematy. W końcu dotarliśmy do miasta.
-To tutaj?-spytali obaj.
-Tak-odpowiedziałam.
Podeszliśmy do bramy.
-Moglibyśmy wejść?
-Oczywiście. Proszę
Strażnik nas przepuścił. Poszliśmy do człowieka, który miał dwa konie do sprzedania za taniznę. Nie były w złym stanie, ale musiałam je na nowo podkuć, więc od razu odwiedziliśmy kowala. Potem poszliśmy kupić jakieś zapasy.
-Len, zostaniemy tutaj na noc. Słońce już zachodzi, a dziś pełnia. Te potwory będą bardziej agresywne i będzie większa szansa, iż je spotkamy
-Może i racja. Nie chce mi się z nimi walczyć...
-Lepiej poszukajmy miejsca na nocleg
-No właśnie, gdzie będziemy spać?
-Tam chyba jest gospoda. Może mają jakieś miejsce
Niestety nie mieli. Z niewiadomych przyczyn żadna gospoda w mieście nie mogła nas przyjąć. Musieliśmy spać na jakimś dachu. Następnego dnia mieliśmy wyruszyć, ale nikt nie spodziewał się co stanie się jutro...


Len? Jack? Co się stało?

niedziela, 29 czerwca 2014

Nieobecność

Mary(KukuNaMuniu) będzie nieobecna od 30czerwca do 19sierpnia więc proszę jej się nie czepiać.

Od Jack'a: Ktoś mnie widzi!?

Leżałem w dole jakiegoś klifu. Tak właściwie często to robiłem, bo w końcu co innego mam robić? Nagle coś spadło na moją głowę. Był to naszyjnik? Nie żebym znal się na muzyce, ale był chyba w kształcie klucza basowego.  Słysząc krzyki jakiegoś chłopaka wstałem i razem z wiatrem wzleciałem w górę. Następnie rzuciłem do niego naszyjnik. Skoro już go złapałem mogę mu go oddać prawda? Nie liczyłem na podziękowania. W końcu przyzwyczaiłem się do tego, że nikt mnie nie widzi. Dlatego też zdziwiło mnie pytanie dziewczyny.
-Zaraz...Ty mówisz do mnie?-spytałem zdziwiony.
-A do kogo innego?-odparła także pytaniem. Czy ona naprawdę...
-To znaczy, że...-powiedziałem podlatując  bliżej niej-Ty mnie widzisz!?
-No oczywiście, że Cię widzę. Czemu niby nie?-znów spytała. Nie wierzę! To naprawdę się dzieje!? Czy to naprawdę nie sen!?
-Rozalia...Czy tobie do końca odbiło i gadasz w powietrzem?-wtrącił się chłopak. Podejrzewam, że w takim razie Rozalia to imię tej dziewczyny.
-Hę? Ty go nie widzisz?-odparła zdziwiona wskazując na mnie.
-Ani nie słyszy...-dodałem cicho.
-Czemu?
-Więc może od początku. Nazywam się Jack Frost. I...
-Nikt poza "innymi" Cię nie widzi, ani nie słyszy. To chyba przez to kojarzę twoje imię, prawda?-zapytała. Więc nawet o mnie słyszała? Kto by pomyślał.
-Rozalia zaczynam się bać...-zaczął znów tamten chłopak...A raczej kotołak.
-Zamknij się choć na chwilę, Len!-krzyknęła biało-włosa dziewczyna i uderzyła kotołaka w głowę.
-Ałć-syknął cicho i podrapał się po niej. Następnie spojrzał na mnie-Roza...Albo jesteś normalna, albo mi też odbiło-stwierdził.
-Ty też mnie widzisz!?-spytałem znów. On kiwnął głową.
-Len nie powinieneś mu za coś podziękować?-mruknęła Rozalia.
-Za co? Przecież jestem idealnym kotołakiem! Nie będę zniżać się do tak małego poziomu by dziękować jakieś innej rasie!
-Len naprawdę jesteś idiotą...
-Sama jesteś idiotką! Ja jestem idealny!
-Tak idealny, że przed chwilą ryczałeś jak małe dziecko!
-Bo ktoś psychiczny wyrzucił mi mój naszyjnik!
-Czemu tak bardzo Ci na nim zależy?-wtrąciłem się nagle. Kotołak umilkł. Powiedziałem coś nie tak?
-Nic Ci do tego!-powiedział zdenerwowany.
-Ah tak? Mam Ci przypominać kto Ci go oddał?-spytałem. Przecież nie będzie mnie kto inny obrażał! Nie żeby mnie to obrażało. Po prostu chce się trochę podroczyć. Tak dla zabawy.

Rozalia, Len co dalej?

Od Len'a: Afera z naszyjnikiem

Gdy Roza-chan zaczęła krzyczeć nieco się skuliłem. Wiem, że nie krzyczała na mnie, ale trochę się wystraszyłem. Zastanowiłem się nad jej pytaniem i wtedy...Poczułem wściekłość. Oczywiście moje uszy zmieniły się na czarny kolor.  Rzuciłem się na nią.
-Oddawaj ten naszyjnik!-krzyknąłem wściekły. Tak właściwie nie mam pojęcia czemu mi na nim zależało...To na pewno klucz do tej całej zagadki! Chodzi mi o utratę moich wspomnień i 2 osobowości oczywiście. Gdy go mam czuję przy sobie bliskość jakiejś osoby, ale...Nie wiem jakiej. Teraz to nie ważne! Musze odebrać mój naszyjnik.
-I tak miałam Ci go oddać więc się zamknij i mnie zostaw, idioto!-powiedziała także wściekła i zrzuciła mnie z niej wstając. Następnie wyszła z szopy. Ja oczywiście pobiegłem za nią.
-Oddawaj na...-zacząłem jednak skończyłem gdy zobaczyłem co robi Rozalia. Rzuciła naszyjnik po prostu przed siebie-Co ty robisz idiotko!?-krzyknąłem wściekły po czym pobiegłem za naszyjnikiem. Zatrzymałem się akurat przed...Klifem. Z którego spadł naszyjnik! I...Nie miałem go jak odzyskać...Poczułem na moim policzku coś mokrego. Otarłem go szybko. Czy to była łza? Przecież dalej miałem czarne uszy, ogon...Dalej moje myśli były wypełnione fantazjami na temat cierpienia innych. Czemu więc płakałem!? Nawet nie wiem skąd mam ten naszyjnik! Rozalia podeszła do mnie i popatrzyła na mnie zdziwiona.
-Co się patrzysz jak głupia!?-wrzasnąłem.
-To ty masz uczucia?-spytała dalej zdziwiona.
-Zamknij się irytująca, idiotyczna, niemyśląca, bez mózgowa, szalona, psychopatyczna idiotko!-krzyknąłem dalej wkurzony. Jak można być aż tak tępą!?
-Dobra, dobra spokojnie...Wyciągnę Ci jakoś też naszyjnik-odparła i przyzwała swoją kosę.
-Niby jak masz zamiar to zrobić ?-mruknąłem.
-Coś wymyślę-odparła. Nagle poczułem dość duży podmuch wiatru. Zobaczyłem mój naszyjnik on...Latał!? Jak to w ogóle możliwe!? Wleciał prosto do moich rąk. Zupełnie jak gdyby ktoś go rzucił, ale przecież tam nikogo nie było! Nie miałem czasu się nad tym zastanawiać. Szybko założyłem wisiorek.
-Poczekaj! Kim jesteś!?-spytała nagle Rozalia. Ona krzyczała do powietrza...Czy ona ześwirowała do końca?

Rozalia powiesz co ci odbiło? Czy może dokończy powietrze (Jack)?

Profil Jack'a






















Imię: Jack
Nazwisko: Frost
Płeć: samiec
Rasa: Inny
Wiek: 17
Cechy charakteru: Na pierwszy rzut oka Jack jest krnąbrny, zbuntowany i ma sarkastyczne poczucie humoru. Uwielbia zabawę i jest niezależny. Mimo tego naprawdę potrafi być miły, delikatny i opiekuńczy. Niestety prawie nikt go nie widzi ani nie słyszy przez co jest samotny. Jako, że prawie nic nie pamięta jest też zagubiony i rozdarty. Czasem bywa trochę egoistyczny.
Opis wyglądu: Jack ma białe włosy, niebieskie oczy oraz bladą skórę. Jest wysoki i szczupły. Nosi niebieską bluzę z kapturem (pod którą nic nie ma), na której, wokół pierścienia kołnierza oraz rękawach, układają się lodowe wzory. Ma brązowe spodnie, postrzępione na końcach oraz związane sznurkami na łydkach. Zawsze chodzi boso.
Rodzina: Nie pamięta
Partner: Jest to trochę trudne skoro pawie nikt go nie widzi...
Społeczeństwo:
Historia: Obudził się pod grubą taflą lodu. Nie wiedział co tam robił. Nie wiedział też kim jest. Dowiedział się tylko jednego: Ma na imię Jack Frost. Ma 17 lat. Nikt poza rasą inną którą ciężko spotkać w świecie zero dwa nikt go nie widzi. Skąd to wiedział? Powiedział mu księżyc. Nie wiedząc co robić i czemu tak właściwie istnieje ruszył przed siebie.
Znaki:
Umiejętności:
szybkość  3         siła 2
zręczność 2         wytrzymałość 4
spryt    4             głos 1
Charakterystyczne cechy: Nie widzi go nikt poza rasą "inną". Jest tylko parę wyjątków.
Przedmioty: Brak
Inne:  Potrafi panować nad wiatrem, zimnem, śniegiem i burzami. Zawsze ma ze sobą kij/laskę która jest lekko oszroniona. Pomaga mu ona panować nad mocami. Czasami rozmawia z księżycem. Dzięki wiatrowi może latać.

W kapturze












W płaszczu





















Właściciel: Miriam1111

Od Rozalii

-Idealny, tak!? - wybuchnęłam śmiechem.
-Oczywiście!
-A w ogóle, pokaż ten naszyjnik -zabrałam chłopakowi naszyjnik.
-Ej! Oddawaj!
-Czemu?!
-Nie ważne!
Len znów rzucił mi się do gardła. Nie wiem jakim cudem, ale pojawiła się moja kosa. Nawet nie wiem kiedy byliśmy na zewnątrz. Co chwila "zderzaliśmy" się. Na jego nieszczęście, tym razem mi odbiło. Moje źrenice zrobiły się cieńsze. Walczyliśmy dosłownie w powietrzu. Z każdą sekundą napierałam na niego mocniej i mocniej. W końcu przygwoździłam go do ziemi. Trzymałam kosę przy jego gardle. Wzięłam zamach by zadać ostateczny cios. Uszy Len'a zmieniły kolor.
-Roza-chan, nie!
-He, co jest?-gwałtownie się otrząsnęłam.
Moja kosa zniknęła. Nie do końca byłam pewna co chciałam zrobić. Złapałam się jedną ręką za głowę. Z dziwnych przyczyn nie miałam na sobie płaszcza tylko krótką, zwiewną sukienkę. Upadłam i zemdlałam.

* Kiedy się obudziłam*

Leżałam w szopie. Len dalej miał żółte uszy. Powoli zaczęłam się podnosić.
-Roza-chan! Obudziłaś się!-krzyknął szczęśliwie Len.
-Co się stało? Mam nadzieję, że nie spałam za długo -powiedziałam lekko się uśmiechając.
-Nie, nie spałaś długo. Moonli też wstała-powiedziała Appalosa.
-Wszystko mi powiedzieli i... Jesteś trochę stuknięta-odparła Moonli.
-Ma rację. Solidnie Ci odbiło! Dziwna jesteś jak na człowieka!
-Nie jestem człowiekiem...-powiedziałam wciąż trzymając się za bolącą głowę ( jedną ręką ).
-To czym ty jesteś?! -krzyknęły obydwie.
-Jest taka rasa, ze świata zero. Nazywają się "inni". Jestem jedną z nich...
-Nie jesteś z tego świata!? -znowu krzyknęły razem.
-Chyba właśnie to powiedziałam! -krzyknęłam już z irytacją.
Położyłam się na plecach.
-To co robimy dalej, Len? -spytałam.

Len? Co robimy?

Od Len'a

Martwiła się o nią? Jejku jakie to słodkie! I naiwne...Nie rozumiem istot współczujących innym. Nagle poczułem się nieco dziwnie. Spojrzałem na moje pazury. Zaczęły robić się odblaskowo żółte.
-Zaczyna się-mruknąłem. Moje uszy i ogon przybrały kolor żółty, a ja...Nie wiedziałem gdzie jestem!
-Roza-chan! Gdzie my jesteśmyyy!?-spytałem przerażony.
-Co się stało?-spytała zdziwiona jakaś dziewczyna. Nie znałem jej! Gdzie ja w ogóle jestem! Czy oni nas porwali!? Nieee! Ja nie chce!
-Powrót beksy...-skomentowała cicho Rozalia.
-Nie jestem beksą!!! Czemu tak mówisz!?-zapytałem ze łzami w oczach. Czemu ona tak mówiła? To smutne, nawet ona przeciwko mnie?
-No co się dziwisz? W końcu teraz też płaczesz-stwierdziła.
-W-wcale nie!-powiedziałem i otarłem ręką łzy-W-widzisz?-spytałem jednak po chwili znów zacząłem płakać. Nic na to nie poradzę! Ona mnie uraziła! Do tego bałem się, co miałem zrobić!? Roza-chan cicho westchnęła.
-Len uspokój się-powiedziała już milszym tonem i uśmiechnęła się. Ja znów przetarłem ręką łzy.
-Ktoś mi wytłumaczy o co tu chodzi?-spytała po raz kolejny nieznajoma mi dziewczyna. Nie wiem jak miała na imię. Kojarzyłem tylko tą...Em...Chyba Moonlight bo wcześniej ją w zamku spotkaliśmy, prawda? Tak...Chyba tak. Aczkolwiek teraz spała.
-Len ma 2 jaźnie. Jedną dobrą drugą złą. Ta wcześniejsza to ta zła, a teraz jest tą dobrą-wytłumaczyła Roza-chan na co ja tylko kiwnąłem główką. Pewnie drugi ja znowu narozrabiał! O-on jest taki...Taki nieodpowiedzialny i...i...Jakby nie patrzeć dzielny. Czemu nie umiem być taki jak on? Tyle, że ja bym to wykorzystywał! Mógłbym wszystkim pomagać!
-W-właśnie Roza-chan...Tak właściwie gdzie jesteśmy i kto to jest?-spytałem wskazując "łapką" na nieznajomą dziewczynę.
-To Appalosa o ile się nie mylę...-zaczęła Rozalia. Dziewczyn kiwnęła głową-Jest jednorożcem...
-Więc to ty jesteś tym jednorożcem co widziałem!-przerwałem nagle.
-Tak-odparła Appalosa. Już rozumiem! Ale dalej nie rozumiem co tu robimy...
-Trafiliśmy tu bo...Dziewczyny sama nie wiem czemu, ale jako, że trochę namieszałeś ruszyłyśmy razem z nimi-wytłumaczyła-A no i trzeba też się dowiedzieć czemu Moonlight ma sparaliżowane nogi. Tak właściwie gdy się obudziła widziała Ciebie-dodała.
-C-chyba nie sądzisz, że on...To znaczy że ja...-zacząłem. Rozalia wzruszyła ramionami. Czy naprawdę moja 2 osobowość mogła by jej coś zrobić!? Przecież bym sobie nie wybaczył. Poniekąd on to ja! B-bardziej odważny, ale ja!
Nagle znów poczułem się inaczej. Moje uszy i ogon zmieniły się na czarne, a włosy spięte były w kucyka.
-No to o czym gadałyście gdy mnie nie było, hm?-spytałem uśmiechając się łobuzersko.
-Wrócił zły dzieciak-idiota-stwierdziła Rozalia.
-Mówiłem nie dzieciak ani idiota! Ugh, jesteś wkurzająca wiesz!? Ale może to z zazdrości? Chciałabyś być tak idealna, co?-spytałem i zacząłem bawić się moim wisiorkiem z kluczem basowym. Skoro powróciłem muszę kogoś wkurzyć, racja?

Rozalia wkurzyłaś się choć troszkę?

Od Appalosy (CD Len`a): Tajemnica sparaliżowanych nóg…

-Hej uspokójcie się!-krzyknęła Moonlight.
- Ma rację – Zmieniłam się w gimnazjalistkę. Moje długie niebieskie włosy były dziś rozpuszczone. Rozalia spojrzała na mnie, na siebie, na Moonlight i na siebie.
- Mamy wszystkie niebieskie włosy!! – Krzyknęła
- Ale inne odcienie – Dodałam
- Halo! Tu jest sparaliżowana Moonlight, niebiesko włosa dziewczyna!!
- O właśnie. – Powiedzieliśmy w trójkę.
- I tak na marginesie, to sory, że was zrzuciłam, ale taka natura koniowatych. Chciaż i tak jestem nad wyraz śmiała – Uśmiechnęłam się. Przemieniłam się w jednorożca. Rozalia pomogła Len`owi wsadzić na mój grzbiet Moonli, potem wsiadł Len.
- Chcesz jechać? – Spytała Wilczyca. Ja kiwałam głową, na tak żeby trochę zachęcić Rozalię.
- Jak Appa chce, to ja też – Uśmiechnęła się i usiadła na zadzie. Starała się siedzieć jak najdalej, bo my – koniowaci – mamy taki jakby słaby punkt przy zadzie, i gdy tam się dotknie, to jest to takie dziwne uczucie. Jeździec może wtedy zaliczyć glebę. Ale mniejsza. Na początki chciałam jechać w stępie, żeby nikt od razu nie spadł. Zaczęłam w kłusie, ale i tak był to krótki kłus, bo podbijało, a na oklep nie da się anglezować. W sumie to i tak oni nie zbyt chyba wiedzieli. Potem zagalopowanie i tak galopem przez las.

*Na miejscu, czyli przy jakiejś szopie*

Wszyscy zsiadli, ja zmieniłam się w dziewczynę. Niestety nie przepadam za tą postacią, ale musiałam, żeby mnie zrozumieli. Wnieśliśmy Moonlight do wewnątrz. Ją oparliśmy o ścianę, a my usiedliśmy obok niej. Ja oczywiście po turecku, oni co jakiś czas zmieniali pozę.
- Słuchajcie – Zaczęłam – Dlaczego Moonli ma sparaliżowane nogi?
- Ech… Czyja to wina? Moonli, pamiętasz coś? – Spytała Rozalia.
- Pamiętam , że obudziłam się i zobaczyłam nad głową tego tu Kotołaka. Nie mogłam wstać, a on już odchodził i wtedy Appa prawie go zabiła. – Uśmiechnęłam się. Byłam z siebie dumna, że go nie zabiłam, ale mu groziłam. I tak rozmawialiśmy.

*Około trzydzieści minut później*

- Czyli nic nie wiemy! Super! Bardzo się cieszę! – Len krzyknął. Nie wiem czy to był sarkazm czy nie, ale mam nadzieję, że to pierwsze.
- Nazwijmy to: „Tajemnicą sparaliżowanych nóg”! – Wybuchliśmy śmiechem. – Ale teraz tak na poważnie – Zmieniłam swój ton – martwię się…
- Cii… Zasnęła. – Obróciłam się.
- Martwię się o nią – Zaszeptałam.

Len? Rozalia? Moonlight? Dokończycie?

Od Appalosy (CD Moonlight): Odpowiedzi wyryte końskim kopytem.

- Jak myślisz? Gdzie jedziemy? – Z cwału zaczęłam przechodzić w galop, potem kłus, stęp, i wreszcie stanęłam. Len miał już na mnie wrzasnąć, ale ja tupnęłam nogą, żeby mu pokazać kto w tym momencie jest najważniejszy. Nie zmieniłam się, bo oni by spadli, więc napisałam kopytem na ziemi: „A gdzie chcesz jechać?”
- Do szopy. – spojrzałam pytająco. – Pojedź tam, gdzie się spotkałyśmy po raz pierwszy, a potem ci powiem – kiwnęłam głową na „TAK” i pojechaliśmy.

zadanie

No widze ze sobie niezle poczynacie
Mam dla was zadanie z nagroda
Najbardziej aktywny czlonek dostanie bloga na wlasnosc
Macie10dni
Czas start

sobota, 28 czerwca 2014

Od Len'a: Wkurzający wilk i jednorożec...

Kto by pomyślał, że jeszcze przed chwilą byłem w sierocińcu. Tak właściwie nawet nie wiem jak się tam znalazłem. No tak pewnie znów nad ciałem przejęła kontrolę ta beksa. Tak czy siak. Jechałem teraz na jakimś jednorożcu z dziewczyną wilkiem trzymającą się mnie. Wilki są taką irytującą rasą! Kotołaki są lepsze, no i piękniejsze! W końcu kto by nie kochał tych słodkich uszek i mięciutkiego futerka? A co lubić w wilkach, hm? Nieważne.
-I tak w końcu sam bym doszedł...-mruknąłem nieco zirytowany.
-Nie sądzę-stwierdziła dziewczyna wilk. Pf! Co to ma znaczyć!? Czy ona we mnie wątpi!? Przecież koty zawsze powracają do domu!
-Nie żeby jakoś bardzo mnie to obchodziło, ale tak właściwie jak masz na imię?-spytałem obojętnie. Jak już jedziemy na tym głupim jednorożcu można trochę pogadać.
-Moonlight, a ty?-odparła.
-Len-odparłem krótko. Jechaliśmy znów w ciszy.
-Len tak właściwie...Raz na chwilę zmieniłeś się byłeś jakiś...Bardziej strachliwy?-zapytała Moonlight. Ugh czemu wszyscy o to pytają!?
-Choroba. Mam dwie osobowości które w ogóle się nie łączą. Jedna osobowość to idealny wręcz ja, druga to jakiś idiotyczny, mały chłopczyk który ciągle płacze i chce uczynić świat lepszym chociaż się boi. Ja nie z takich. Ja lubię...Ból innych-uśmiechnąłem się szyderczo ukazując moje piękne kły. Szybko jednak wróciłem do swojej obojętnej miny. Dziewczyna chyba trochę się zlękła ale nie obchodziło mnie to. Jej strach tylko jeszcze bardziej mnie cieszy. Nagle ten idiotyczny jednorożec zarżał i zahamował tak gwałtownie że i ja i Moonlight spadliśmy z grzbietu. Cóż oczywiście ja wylądowałem "na czterech łapach". Choć były to tak naprawdę dwie ręce i dwie nogi, no wiadomo. Z tą cała wilczycą już gorzej. Zaśmiałem się cicho. Nagle poczułem uderzenie w głowę.
-Ała-syknąłem i spojrzałem za siebie wstając. Była to Rozalia, no bo kto inny może być tak irytujący! Okazało się, że głupi jednorożec...Zwany bodajże Appalosą zahamował tak gwałtownie przez nią.
-Idioto same problemy z tobą!-powiedziała wkurzona.
-Nie mów do mnie idioto!-krzyknąłem wkurzony. Jednak po chwili uśmiechnąłem się-A co się tak martwisz? Czyżbyś się we mnie zakochała. No tak! Nic nie poradzę na to, że jestem idealny!-powiedziałem prostując się dumnie i machając moim czarnym ogonem. Rozalia wybuchnęła śmiechem.
-Ja z tobą! Poczekaj dzieciaczku aż podrośniesz!-zaśmiała się.
-Dzieciaczku!? Mam 13 lat! Jesteś tylko 2 lata starsza!-powiedziałem zirytowany.
-Ooo złościsz się jakie to słodziutkie!-powiedziała dalej śmiejąc się.
-Słodki będę jak wydrapie Ci oczy!-krzyknąłem a moje pazury wydłużyły się.
-Hej uspokójcie się!-krzyknęła Moonlight.


Rozalia, Moonlight lub Appalosa co dalej?

Od Moonlight: Przez okno potem lasem na koniu z rolką papieru toaletowego na głowie.

Błądziłam długo po pustych komnatach zamkowych. Wszyscy ludzie gdzieś odeszli wyglądałam jak oni, czułam się prawie jak jedna z nich zdobyłam ich zaufanie i zostałam na zamku. Miałam pilnować wrót ale ja tymczasem chodziłam sobie po pięknych korytarzach wpatrując się w obrazy.  Ludzie byli tacy interesujący, długo ich obserwowałam potrafiłam zachowywać się jak oni, miałam mały problem- uszy- nie zawsze gdy zmieniałam się w człowieka moja transformacja przebiegała idealnie, niekiedy zostawały uszy niekiedy ogon, ale zazwyczaj wyglądałam normalnie, zazwyczaj. Przystanęłam przy obrazie królowej pięknej kobiety ze złotymi oczami i kruczo- czarnymi włosami  Miała piękną suknie z aksamitu, niebieską falbaniastą ze złotymi koronkami i pucołowatymi rękawami. Zawsze o takiej marzyłam ale od 12lat błąkam się sama po tym świecie. Wokół niej stały wilki masę wilków. Piękne szare wilki o złoto- szarych oczach. Dwójka z nich była parą patrzyli na siebie ciepło i chyba wilczyca spodziewała się szczeniaczków. Ta dwójka wyglądała przepięknie a ten wilczur to chyba był mój ojciec. Reszta wilków wyglądała bajeczne leżąc na długiej szacie królowej. Były takie spokojne i opanowane jakby to królestwo było i królestwem wilków. Czułam to ciepło rodzinne które biło w obrazie tą więź wilka i człowieka, dotknęłam obrazu. To takie piękne uczucie obraz wydawał mi się jakby był wspomnieniem. Usłyszałam kroki...

***

Zostawili mnie samą na jakimś nieznanym terenie! Zaczęłam panikować zabrali mnie z mojego zamku!! Wiedziałam że tam są straże ale oni byli dla mnie mili. Ta dwójka wyglądała jak rodzeństwo zresztą dziewczyna imieniem Roza-cza (bynajmniej tak usłyszałam) powiedziała że to jej brat taka nagła zmiana charakteru. Zaczęłam o tym myśleć wsłuchiwać się w otoczenie i nagle nie wiem jakim cudem znalazłam się w sierocińcu Kotołak nie spał jego uszy były czekoladowe. Roza-cza spała koło niego. Serce stanęło mi momentalnie bez zastanowienia wyskoczyłam przez okno schowałam się za jakąś potężną sosną, Zamknełam na powrót oczy by znaleźć się w poprzednim miejscu nic to nie dało  spanikowana patrzyłam jak kotołak  wychodzi oknem i nasłuchuje. Bałam się że mnie znajdzie. Wiedziałam, że takie stworzenia istnieją ale ostatnie spotkanie z kotołakiem dało mi wiele do myślenia o tych stworzeniach, przez kotołaki wygonili mnie ze wsi. Moja transformacja się nie udała zostały mi uszy i ogon... ukryłam się w szopie na drewno ale kotołaki pokazały moje schronienie ludziom, a oni próbowali mnie zabić. Usłyszałam kroki...
~Proszę... proszę...~ Niestety kotołak mnie znalazł. Złapał za nadgarstek i postawił na ziemie. Zobaczyłam cudownego jednorożca. Wyrwałam się z uścisku kotołaka i z wyskoku wsiadłam na jednorożca a ten przestraszony pogalopował gdzieś daleko. Kotołak biegł za nami a jednorożec po pół kilometra zrzucił mnie z grzbietu. Zaczełam uciekać. Koń z rolką papieru toaletowego na głowie zrobił dziwna minę i pobiegł za mną.  Biegłam tyłem i nagle poczułam że coś mnie złapało odwróciłam się i okazało się że to ten sam kotołak. Trudno było się wyrwać gdyż kotołak był nad wyraz silny. Postanowiłam że go przechytrzę. Kopnełam go w klatke piersiową i odskoczyłam wstałam otrzepałam sobie kurz z ubrania i przeszłam koło chyba nieprzytomnego kotołaka. Zobaczyłam, ze jestem na klifie na tym którym się obudziłam gdy miałam dwanaście lat. Nagle kotołak złapał mnie za kostkę i przewrócił. Przygniótł mnie nogą i zaśmiał się.
-Wilki są takie słabe!!-Jestem człowiekiem!- Wyjąkałam. Wstydziłam się pochodzenia wilczego.Jednorożec zamienił się w 13 letnią dziewczynę która powaliła kotołaka na zimę zamieniła się w jednorożca i przytknęła mu róg do piersi. Nagle uszy kotołaka zmieniły barwę na żółty. Spojrzał na jednorożca i róg który mógł przedziurawić go w każdej chwili.
-Rozalio!!! Gdzie jesteś! Boję się!-wyjąkał w płaczu.
-Puść go, proszę.- Wyjąkałam. Wiem co czuł. Jednorożec parsknoł jakby chciał powiedzieć. ~Przed chwilą śmiał się z ciebie i próbował ciebie zabić!~~
-Proszę!- Powtórzyłam. Jednorożec przewrócił oczami i zastukał w ziemie mówiąc~A mogłam się nie posłuchać i go zabić.
Kotołak wstał strzepał się.
-C...Czy too jest jednorożec?
-T..Tak...- Kotołak wydawał się teraz dużo milczy, wpatrywał się we mnie  z podziwem tymi wielkimi oczami. Był na swój sposób słodki.... yyyyy co ja gadam!!! Musze utrzymywać szyk gotowości! Może to znowu jakaś zmyła. Wtedy zobaczyłam jednorożca próbującego ugryźć mu rękę.
-No wiesz co?!- Krzyknęłam do jednorożca ten tylko rozejrzał się do koła próbując pokazać ze szuka kogoś do kogo mówiłam.
-Nie udawaj- spojrzałam karcąco na jednorożca a on ponownie zmienił swą postać.
-Wole jednak być jednorożcem! to ciało jest do nie powiem czego!
-Bez przesadyzmu!
-oj no ok- przyznała dziewczyna.
-Yyyy... kim jesteście..-Zapytał zakłopotany kotołak. Był w moim wieku... moim wieku....

Pół godziny po tym jak zaczęłam wspominać ile miałam przyjaciół.

-Ej no weś obudź się!- spojrzałam a nad mną był ten sam kotołak tylko miał znowu czarne uszy ale patrzył na mnie ciepło może troszkę z pogardą?
-YYyy... co się stało?- Popróbowałam się podnieść.. to było na nic. Moje nogi były całkowicie sparaliżowane.- Co!! Co z moimi nogami!
-Ja też nie wiem- uśmiechnął się pogardliwie. Najwyraźniej cieszył się że dzieje mi się coś strasznego.
-To ja spadam...- powiedział i odszedł...
-Taaaak a znasz drogę?- Appalosa wybiegła z lasu. Skąd znałam jej imię?
-yyy... taak..- i ruszył w stronę wschodu.
-IDIOTO! Wyruszyliśmy z Południa!!!- Zdenerwowała się Appalosa.
-Nie nazywaj mnie idiotą tylko Roza-czan tak do mnie mówi!!.
-Tęsknisz za nią!- krzyknęła Appalosa- To twoja dziewczyna?!
-NIE! Siostra!
-Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak oczywiście a pegazy nie mają skrzydeł!
-No!! Weś się ogarnij!!!
-Jedyne kto ma się ogarnąć to ty!
-Tak a za co?
-Może za to że oto ta wilczyca leży na zimnej glebie ze sparaliżowanymi nogami!
-Coo?! Jakiś iństykt macieżyński?!
-Zamknij mordę bo ci żebra połamie i pogruchocze tak że już nie wstaniesz!
-Ach tak!?
-TAK!!
-Może przestaniecie się kłócić i mi pomożecie?- Wtrąciłam się delikatnie.
-Ma rację powinniśmy jej pomuc - Po tych słowach kotołak niechętnie podszedł do mnie i pomugł mi wstać a Appalosa zamieniła się w jednorożca a Kotołak włożył mnie na jej grzbiet.
-Może on też się przejedzie na twoim  grzbiecie?- spytałam Appalose- ten jeden raz... proszę! - wyszeptałam to jej na ucho. Appalosa zarżała mówiąc: No dobrze ale robię to dla ciebie~! I posłała zabójcze spojrzenie kotołakowi.
-Chcesz się przejechać?
-A ten zwierz nie ugryzie?
-Chyba niE?- Podałam rękę Kotołakowi a on zgrabnie wsiadł przed mnie.
-No to gdzie?
-Nie wiem Niech Appalosa prowadzi.
-Ona nawet  tropić nie umię!- Appalosa zarżała.
-Umie, tylko daj jej trochę swobody ok?
-No dobra!
-Appaloso umiesz dojechać do sierocińca?- Appalosa zarżała przyjaźnie mówiąc chyba TAK
i Pocwałowaliśmy na Południe. Trzymałam się dość mocno kotołaka co sprawiało mi pewien dyskomfort. Bałam się że połamię mu żebra ale i tęż że spadnę. Noc pełna niebezpieczeństw minęła martwię się tylko co z moimi nagami? Usłyszałam huk. Zcisnęłam mocno kotołaka a ona zamiauczał.
- Nie łam mi żeber!!!
-Wybacz nie chciałam.- spojrzałam na piękny wschód słońca. był śliczny. Ale bałam się co będzie dalej...

No to Appa? Len, kotołaku... gdzie my jedziemy i co będzie dalej?

Od Rozalii: Co za głupota...

-Nie ważne co chce! Idioto musimy uciekać!
-Nie mów do mnie idioto, idiotko!
-Spadamy! A ty idziesz z nami!
-O coś nowego
-Cicho! Uciekamy!
Złapałam dziewczynę za rękę i zaczęłam biec jak najszybciej mogłam.
-Nie można ich po prostu zarżnąć?!
-Nie!
-Czemu?!
-Bo tak! Zamknij pysk i uciekaj!
-Niech będzie, ale zrobię to tylko dlatego, że chcę!
-Matko! Biegnij i tyle!
Biegliśmy, biegliśmy i biegliśmy. Dziewczynę ciągnęłam za sobą.
-Tam są!-krzyknął jeden z strażników.
-Brać ich!-krzyczeli pozostali strażnicy.
-Dobra wykończymy ich!
-O czym mówisz, Roza-chan?
-Len, co jest?
Dopiero teraz zauważyłam, że zmieniły mu się uszy z czarnych na żółte.
-Kim są Ci ludzie, Roza-chan? Boję się!
-No pięknie...
Nie miałam wyboru. Byliśmy w ślepym zaułku.
-Mamy was!
-Nie wiem o czym Szanowny Pan mówi. Z tego co wiem ścigacie kotołaka, a  nie mojego słodkiego braciszka?
-No tak, ale to on!
-Nie... Widziałam tamtego potworka i był zupełnie inny. Miał bluzę i poważną minę. Nie krzyczał bym go ratowała. Mam tylko jego. Nie oskarżajcie go za coś czego nie zrobił!
-Ale...
-Niech Pan mu się przyjrzy! Zupełnie się różni!
-Faktycznie. Idziemy szukać tamtego potwora!
Strażnicy odeszli. Len się rozpłakał, ponieważ nie wiedział co się dzieje.
-Jeszcze jedno. Na razie siedź cicho. Jutro Ci to wyjaśnię-powiedziałam do dziewczyny
-D-dobra-wymamrotała przerażona.
-Spotkamy się za dwa dni, dokładnie w tym miejscu. A teraz, Len, wracajmy. Może zdążymy się jeszcze przespać-powiedziałam z uśmiechem.
Wróciliśmy do sierocińca. Na szczęście jeszcze udało nam się usnąć.


Len?

Od Len'a: Zwiedzanie

Tak właściwie tutaj byłoby bezpieczniej...No i jak każdy wiedział byłem leniwy więc zostanie tu byłoby mi na rękę, ale...Coś w mojej głowie krzyczało głośne i donośne "NIE". Coś kazało mi dalej podróżować. Kierować się w jednym kierunku. Czemu tak właściwie podróżuję? Przecież nic, a nic nie pamiętam. Już dawno powinienem zaszyć się w jakimś mieście, ale ja chcę podróżować! Czego szukam? Jaki jest w ogóle cel mojej podróży? To pytania które mnie męczą...A zresztą nie ma co o tym myśleć!
-Jeśli pragniesz żebym znów coś ukradł lub narozrabiał, a potem żebyśmy trafili do lochu, proszę bardzo!-odparłem znów uśmiechając się. Przecież nie podam jej mojego prawdziwego powodu. To...To dziwne. A dziwne rzeczy nie są idealne!-Zresztą nie ważne. Porozmawiamy o tym jutro-mruknąłem. Potrzebowałem snu, no!
-Dobra, niech Ci będzie. Dobranoc-odparła krótko Rozalia.
-Mhm-odpowiedziałem tylko i ułożyłem się do snu. Jednak mimo wielu prób nie mogłem zasnąć. Miałem ochotę gdzieś iść! I wtedy wpadłem na świetny pomysł. A gdyby tak...Wybrać się do zamku, hm? Wyszedłem cichutko z pokoju. Obejście strażników i wyjście z budynku też nie było dla mnie niczym trudnym! Tak właściwie już byłem przy zamku gdy poczułem, że ktoś łapie mnie za ramię.
-Co ty robisz?-spytała zdenerwowana Rozalia.
-Jak ty tu...Zresztą nieważne! Tak postanowiłem "pozwiedzać"-odparłem. Długo za mną szła?
-Pozwiedzać i przy okazji coś ukraść?-spytała znów. Kto by pomyślał, jak ona dobrze mnie zna.
-Może może...-pewnie teraz pokręciłbym ogonem, ale wolałem nie ryzykować-I raczej mnie nie zatrzymasz!-powiedziałem wystawiając język. Następnie odepchnąłem ją i pognałem w stronę zamku. Z ukrycia spojrzałem na straże. Ugh, trochę ich dużo. Ale to nic! Przemknąłem zwinnie koło nich tak aby mnie nie zauważyli. Trzeba przyznać zręczności i sprytu mi nie brak! No...Prawie. Można powiedzieć, że jeden strażnik mnie zauważył...I powalił zresztą na ziemie gdyż nie zdążyłem zareagować.
-Kim jesteś!?-zapytał wściekły. Pewnie jakoś bym się wytłumaczył tyle, że...Podnosząc się spadł ze mnie kaptur który ukazał wszystkim zebranym strażnikom moje przepiękne, czarne uszy.
-To kotołak!-krzyknął jakiś inny.
-Szlak-mruknąłem pod nosem i szybko wbiegłem przez wrota.
-Za nim!-wydał rozkaz któryś ze strażników. Uciekałem przed nimi przez zawiłe korytarze. W końcu udało mi się ich zgubić. Wtedy jednak wpadłem na jakąś dziewczynę która przyglądała się jak głupia obrazom. Miałem zamiar coś powiedzieć jednak nagle usłyszałem kolejne kroki. Była to...Rozalia!? Nie zwróciłem uwagi na dziewczynę na którą przed chwilą wpadłem. Podnosiłem się dumnie i spojrzałem za moją towarzyszkę.
-Jak tyś się tu dostała!?-spytałem.
-Wszyscy strażnicy zaczęli gonić Ciebie, idioto!-powiedziała nieco wkurzona.
-Mówiłem nie idioto! Idiotką możesz być ty!-odparłem. Czemu ona musi być tak irytująca!?
-Przepraszam, że się wtrącę...-zaczęła dziewczyna która wcześniej przyglądała się obrazom.
-Czego?-mruknąłem znudzonym głosem.

Moonlight? Ewentualnie Rozalia?

Jednorożec Appalosa
















Imię: Appalosa
Płeć: kobieta/klacz
Rasa: Jednorożec
Wiek: 13 w ludzkich.
Cechy charakteru: Jako Jednorożec: sprytna, zwinna, czasem krnąbrna, przyjacielska, śmiała.
Jako człowiek: leniwa, żartobliwa, śmiała, miła, stara się mieć jak najwięcej przyjaciół, ale oczywiście jej to nie wychodzi.                                         
Opis wyglądu: Jako Jednorożec: kasztanowata karnacja z białymi szczotkami nad kopytami. Biała grzywa i ogon.
Jako człowiek: Błękitne włosy (zazwyczaj splecione w koka), prawie zawsze jeansy lub krótkie spodenki. Jeśli jest ciepło, to zakłada jakieś tzw. Bokserki. Od kilku lat nigdy nie założyła bluzki z długim rękawem, nawet w zimę, więc bluzki z krótkim.
Rodzina:
                   












 Matka
                     
                   
                   












 Ojciec
               
                 
                   
















Młodsza siostra
Partner: Szuka
 Społeczeństwo:
Historia: Urodziłam się, byłam przez dwa lata jedynaczką, ale po tych cudownych latach samotnych fikołków jako najpierw źrebię, a potem biegania i ścigania się z wiatrem gdy byłam starsza, przyszła na świat Sunset… Moja młodsza siostra. Miała skrzydła, więc latała. Gdy proponowałam jej „wyścig”, najpierw mówiła „nie”, a potem się zgadzała – i zawsze wygrywała. Dużo biegałam, by być szybsza, ale ona miała skrzydła. Odziedziczyła je pewnie po babci. Kilka lat potem jak pewnego ranka wracałam z „wycieczki” po lesie w nocy i zobaczyłam napis „Przepraszam, ale ojciec chciał uciekać. Ja mu mówiłam, że nie, ale wreszcie musiałam się zgodzić. Twoja siostra poleciała cię szukać, i nie wróciła do naszego „wyjazdu”. Już nigdy nie powrócimy do tego miejsca, nie szukaj nas, poszukaj Sunset. Przepraszam. Mama”. To był cios prosto w serce. Nie wiedziałam co zrobić. Siostrę miałam gdzieś. Nie przepadałam za nią. Poszłam więc przed siebie. I tak szłam i szłam i szłam i szłam, i zobaczyłam miejsce, w którym był jakiś jednorożec. „Hmm… Fajnie by było się zaprzyjaźnić z nim. Wygląda na miłego” – pomyślałam i poszłam. Zaczęliśmy rozmawiać, powiedział mi, że mam iść do kotołaczki Baset. Poszłam tam, a ona powiedziała, że mogę tu zostać i teraz tu jestem. Potem sobie przypomniałam o Sunset. Pewnie się teraz błąka gdzieś po świecie, albo znalazła rodziców. Nie wiem…
Znaki:
Umiejętności:
Szybkość: 2           siła: 2
zręczność: 1          wytrzymałość: 5
spryt: 4                głos: 1
Charakterystyczne cechy: Dziwna karnacja, ogon, który jest bardzo rzadko spotykany oraz krótki róg.
Przedmioty:
Inne:
         



























Jako człowiek.
Właściciel: Bogota1992

Od Rozalii:

-No cóż, jeśli chcemy pożyć, chodźmy - odparłam.
Poszliśmy do zamku. Po paru minutach staliśmy pod bramą. Nie mogłam powiedzieć, że podrużuje z młodszym chłopakiem. Jakby to brzmiało? Postanowiłam ściemnić i powiedzieć, iż jest moim młodszym bratem. W końcu strażnik spytał kim jesteśmy i co tu robimy:
-Powiedzcie co tu robicie?
-Jesteśmy podróżnikami
-Skąd przybywacie?
-Nie mamy domu. Straciliśmy rodziców i od dwóch lat żyjemy na własną rękę
-Ile macie lat?
-Ja 15, a on 13
-Jesteście rodzeństwem?
-Oczywiście. Inaczej to by nie miało sensu
-W takim razie wejdźcie. Po zmroku jest niebezpiecznie
-Dziękujemy
Weszliśmy do miasta z wielkim zamkiem na środku. Brama zamknęła się za nami. Strażnik zaprowadził nas do jakiegoś budynku. Chciałam by Len nie mówił zbyt wiele, ponieważ gdyby zmieniły się jego jaźnie mogliby nas wyrzucić. Oprócz nas w budynku było jeszcze sporo dzieci. Powiedziano nam, że to tutejszy sierociniec. Martwił mnie mój strój. Za bardzo rzucał się w oczy. Kiedy przydzielono nam pokój, założyłam jedynie długi, biały płaszcz.
-Tak w ogóle, jak dajesz radę walczyć w takim stroju?
-Jestem inna, różnię się od pozostałych...
-Dziwne, że nie wziął Cię za księżniczkę czy coś...
-Połóż się lepiej, ponieważ gadasz bzdury...
Położyliśmy się. Nie wiedziałam na ile tu zostaniemy. Dawno nie zatrzymywaliśmy się w żadnym mieście. Nie mogłam usnąć, więc poszłam się przejść. To miasto nie wyglądało źle w nocy. Nawet całkiem ładnie. Chodziłam różnymi uliczkami.
-A ty kto? - spytał jakiś głos.
Po chwili zobaczyłam trzech chłopaków. Postanowiłam nie zwracać na nich uwagi.
-Hej, nie wiesz, że nas się nie ignoruje?!
-Nie. Jestem nowa i wiem jedno. Jeśli nie chcesz kogoś słuchać, możesz go ignorować
-No to sobie nagrabiłaś!
-Nie sądzę. Znam swoje prawa. Wiem, iż tacy jak ty mnie nudzą. Nawet nie chce mi się z tobą walczyć
-No,no,no. Jaka waleczna dziewczynka.
Zignorowałam to i narzuciłam kaptur. Poszłam przed siebie. Oni zaczęli za mną iść.
-Chyba pora wracać...-powiedziałam do siebie i zawróciłam w stronę sierocińca.
Któryś z nich złapał mnie za rękę.
-Tak łatwo Cię nie puścimy!
-O, czyżby?
Wyrwałam się mu i ruszyłam biegiem do miejsca naszego noclegu. Poszczęściło się nam, ponieważ wejścia pilnował strażnik. Wpuścił mnie oczywiście. Z naszego okna widać było wejście. Patrzyłam i nasłuchiwałam co się dzieje na dole.
-Ej, Len!
-Co jest...?- spytał zaspany.
Skinęłam by podszedł do okna. Potem razem słuchaliśmy i oglądaliśmy co się dzieje. W końcu tamci się zdenerwowali i wyciągnęli noże. Nie wytrzymałam i wyskoczyłam przez okno powalając go na ziemię. Martwiące było to, że nie mogłam użyć kosy.
-Pan wybaczy, ale to się mogło źle skończyć dla pana
Wybiłam z ręki nóż drugiemu, a potem trzeciemu.
-Proszę ani słowa. Jutro to wyjaśnię, ale teraz wracam na górę.
Wróciłam, tym razem przez okno, do pokoju.
-Len, teraz naprawdę pora spać
-Dobra, dobra...
-Ale zanim, może zostaniemy tu na dłużej?

Len? Co ty na to?

od Mary:Monotonność

Przeciągnęłam się ospale.Zamrugałam oczami i podniosłam się powoli.Wyjrzałam z mojej chaty.Był to taki jakby domek na drzewie z budowany z tego co udało się przytachać.Gdzieś w dole zobaczyłam jednorożca.Pasł się przy małej kępce trawy obok mojego drzewa.Westchnęłam.Mieszkałam w tym gąszczu drzew tropikalnych już jakieś trzy lata.Było tu sporo ptaków więc z reguły nie cierpię głodu.Zawróciłam do środka mieszkanka.Przejrzałam co leży na tym czymś  co służyło za pułki.Było tam jeszcze trochę jedzenia,ale już na wyczerpaniu.Wzruszyłam ramionami  i chwyciłam kawałek upieczonej papugi z wczoraj.
 Po posiłku zeszłam z drzewa i ruszyłam wydeptaną przez zwierzęta ścieżką.Jednorożec już odszedł.Szłam powoli swobodnym, prawie tanecznym krokiem.Rozglądałam się dookoła i do góry w poszukiwaniu jakiegoś posiłku.Tym razem szukałam jakichś jadalnych roślin.Nie znoszę często wychodzić,a owoce na pewno będą smaczniejsze i trwalsze od ryb,ptaków czy innych zwierząt.
 Dotarłam w reszcie do części dżungli w, której rosły banany.Spojrzałam na ziemię w poszukiwaniu kamieni.Chwyciłam mały kamyk i rzuciłam nim w owoce.Po kilku próbach banany spadły w dół lądując w niskich roślinach.Zebrałam je  i ruszyłam w drogę powrotną inną drogą.Zebrałam przy okazji kilka innych owoców.
 Po powrocie do chaty moją głowę zajęło rozmyślanie i marzenie o lepszym życiu pełnym przygód i pozbawionym tej monotonności.Tym zajmowałam się na co dzień,bo co miałam robić?Przechadzać się?Gonić motyle?Nie!Tu oprócz tego co potrzebne by przetrwać mogłam tylko marzyć.Czasem przychodziło mi no głowy by się  stąd wyrwać...poszukać lepszego miejsca,ale zawsze zdrowy rozsądek zatrzymywał mnie na samej granicy gąszczu.Zawsze sadziłam,że to skutek podświadomej myśli ,,tu jest mi dobrze,mam tu wszystko czego mi trzeba'',ale teraz przeszło mi do głowy,że mogę się po prostu bać wyjść z tego ,,raju''.
 Podrzucałam kamień siedząc na jednej z gałęzi.Spojrzałam w dół.Myszy biegały po ścieżce i modziły cos przy swych norach.Westchnęłam na myśl,że jutro czeka mnie kolejny taki sam dzień.

piątek, 27 czerwca 2014

Od Len'a

Złapałem w końcu oddech. Moja kondycja była naprawdę słaba. Co nie znaczy że nie byłem idealny pf! Popatrzyłem na Rozalię. Tym razem jej nie odbiło? Huh, nawet lepiej. choć czy ja wiem. Mogło by być zabawnie! Spojrzałem na niebo. Widać było już na nim pierwsze gwiazdy.
-To dość niebezpieczna okolica, nie?-spytałem swojej towarzyszki.
-No tak. Czyżbyś się bał?-odparła pytaniem. Irytująca naprawdę...Gdyby nie ten idiota który dzieli ze mną ciało nigdy bym się do niej nie przyłączył. Znaczy...To nie tak żebym jej nie lubił...To znaczy nie! Ja jej nienawidzę! Koniec!
-Ja miałbym się bać? Po prostu nie chcę mi się potem nieść Cię pół-żywej!-powiedziałem posłyłając jej kolejny mój uśmiech. Zastanowiłem się znów na chwilę-Wydaję mi się, że nie daleko jest jakiś zamek...A więc chodźmy!-powiedziałem i ruszyłem wesoło przed siebie. Ani mi się śniło chodzić gdzieś za Rozą. W końcu koty chodzą zawsze własnymi ścieżkami, prawda?
-Zapomniałeś o jednym-powiedziała zatrzymując mnie-Wpuszczają tam tylko ludzi. Ja jeszcze jakoś wejdę, ale ty jesteś kotołakiem, idioto!
-Hej tylko bez takich!-powiedziałem zdenerwowany. Nazwała mnie idiotą!? Tez mi coś!-Jeśli idiota to według Ciebie kwintesencja wspaniałości to może mnie tak nazywać-dodałem już z uśmiechem.  Tak łatwo ze mną nie wygra! Następnie zdjąłem z pleców mój plecak który zawsze ze sobą nosiłem. Wyjąłem z niego bluzę z bardzo luźnym kapturem którą po chwili założyłem następnie upchnąłem mój ogon w spodniach.





















-I co? Ogona nie ma, uszy wezmą za akcesoria bluzy. I kto jest genialny!?-spytałem dumny z siebie. Potem jednak dość szybko spoważniałem-Powinniśmy iść, robi się późno...

Rozalia to jak idziemy czy czekamy aż coś nas pożre?

Kotołaczka Mary




Imię: Mary(czyt .Mery)
*Nazwisko:Nasuyama
Płeć: kobieta
Rasa: Kotołak
Wiek: 16 lat
Cechy charakteru:samowystarczalna,inteligentna i niechętna do współpracy. Zdaje się być poważna,ignorancka,odpowiedzialna i złośliwa,ale tak naprawdę choć się do tego nie przyznaje to jest pomocna oraz dobroduszna.Lubi rzucać złośliwe komentarze i uszczypliwe lub błyskotliwe uwagi.Zdaża jej się śmiać lub wygłupiać w kiedy się boi czy stresuje.Marzycielka.
Opis wyglądu:na fotkach -.-
Rodzina: jakąś tam mam
Partner: jeśli ktoś mnie zaakceptuje...
Społeczeństwo 
Pozycja (twoja pozycja w społeczeństwie)
Historia: Nie lubię o tym opowiadać
Znaki:
Umiejętności:
szybkość 4 siła 2
zręczność 3 wytrzymałość 3
spryt 3 głos 1
Charakterystyczne cechy: obojętność i inteligęcja
Przedmioty: 
*Inne:
w formie pośredniej


jako kot
Właściciel:Margo5

Od Rozalii:

Wzruszyłam ramionami. Wpadłam na głupi pomysł. Potargałam Len'owi włosy i krzyknęłam:
-Skoro jesteś taki niesamowity to łap mnie!
Rzuciłam się do ucieczki. Len biegł za mną.
-Zobaczysz złapię Cię!
-Zobaczymy!
Śmiałam się chyba jak nigdy. Z tą irytującą osobowością Len'a to jest zabawy. Jest taki denerwujący, ale i na swój sposób słodki. Kiedy byłam na skraju lasu chłopak był dość daleko za mną, więc wspięłam się na drzewo. Chciałam się przed nim schować. Tak dla żartów.
-Roza-czan! Zaraz Cię złapię! Zobaczysz!
On chyba też się dobrze bawił. Tę naszą zabawę przewało to, iż zobaczyłam stado bestii.
-Len! Zobacz!-krzyknęłam, zeskakując z drzewa.
-Bestie, i?
-Idą w naszą stronę. Trzeba się ich pozbyć.-oboje nagle spoważnieliśmy.
-Chyba masz rację
Chłopak pobiegł przodem. Ja natomiast przywołałam moją kosę.
-Przyzywam splamioną krwią kosę! Pora zebrać żniwa!
 Po paru sekundach byłam za nim. Biegliśmy w stronę bestii, a one w naszą. W końcu zetknęliśmy. Len'owi wydłużyły się pazury i zaczął nimi zarzynać przeciwników.Kiedy wydłubywał jednemu oczy chciał się na niego rzucić inny. W porę go dopadłam. Gdyby nie to, mały koteczek byłby martwy.
-Nie ma za co -powiedziałam ze złośliwym uśmiechem.
-Nie pochlebiaj sobie -odwzajemnił szyderczy uśmieszek.
Walczyliśmy z nimi jeszcze przez parę minut.
-Dobra, Len, dokąd teraz?

Len? Gdzie mnie prowadzisz?

Od Len'a: Kolejny zwykły dzień

To był kolejny taki sam dzień. Ja i Rozalia akurat przechodziliśmy przez jakiś las. Naprawdę cieszę się, że ją spotkałem! W końcu gdyby nie ona to pewnie bym był sam...I...I co by wtedy było!? A co jakby coś wtedy mnie dorwało! Straszne!!! Nie chcę o tym myśleć! W końcu póki jest ze mną Rozalia nic mi nie grozi. Bo ona jest taka dzielna i silna! No a na pewno silniejsza ode mnie. Po chwili zauważyłem, że przez moje przemyślenia zwolniłem nieco tempo.
-Roza-chan, zaczekaj!-krzyknąłem i pobiegłem za nią. Pewnie dogoniłbym ją bardzo szybko gdy nie to, że się wywróciłem. Ona tylko odwróciła się i cicho zaśmiała. Ja wylądowałem wprost przed jakimiś krzakami. Nagle dostrzegłem małe, czerwone oczy.
-Roza-chan, ratuuuj!-krzyknąłem jeszcze raz i schowałem się szybko za nią. Moja towarzyszka westchnęła.
-Co się stało?-spytała mnie.
-T-tam był potwór! Widziałem!-powiedziałem ze łzami w oczach. Mogłem przecież zginąć! I co by wtedy było? Z krzaków wyszedł nagle...Mały, biały królik. Rozalia znów zaczęła się śmiać-Nie śmiej się! On jest pewnie niebezpieczny! Weź go!
-Dobrze, dobrze-odparła obojętnie i miała zamiar podejść do stworzenia. Wtedy jednak coś sobie uświadomiłem...Co jeśli ona tam pójdzie a ktoś wtedy mnie porwie! Nie! Pewnie zrobiliby coś z moim puszystym ogonkiem i pięknymi uszami! Złapałem ją za rękę.  Jednak po chwili...Zupełnie nie wiedziałem czemu.
-Hę? O co chodzi?-spytałem zdziwiony. Wtedy Rozalia spojrzała na mnie.
-Przed chwilą jeszcze byłeś Len'em beksą-objaśniła dziewczyna-I przestraszyłeś się tamtego króliczka.
-Ugh! Jak ja tego nienawidzę! Jak można być tak głupim, żeby bać się takiego idiotycznego stworzenia!?-spytałem podirytowany. Naprawdę? Czy moja druga osobowość musiała być tak denerwująca.
-Oj nie przesadzaj. Tak właściwie obrażasz samego siebie-stwierdziła Rozalia. Serio tak uważała? To tchórzliwe coś to nie ja! To...Tak jakby inna dusza w moim ciele! Dokładnie.
-Ja? Miałbym obrażać samego siebie? Przecież dobrze wiesz, ze jestem idealny!-powiedziałem i machnąłem dumnie głową-Powinnaś raczej martwić się o siebie i twoje kompleksy-dodałem z łobuzerskim uśmiechem tylko po to by ją zdenerwować. Podobno istoty idealne nie istnieją, tak? W takim razie jestem wyjątkiem!
-Cóż musisz przyznać taka prawda, że wiele Ci do mnie brakuję. Chociażby siły, intelektu...No i oczywiście piękna! Nie sądzisz?-spytałem dalej z moim uśmiechem i zacząłem kręcić moim czarnym ogonem. Powoli mi się to wszystko nudziło.

Rozalia, zdenerwowana?

Profil Moonlight



Imię: Moonlight
Płeć: samica/wadera
Rasa: wilk
Wiek: 13 lat ludzkich
Cechy charakteru: Samotniczka, skryta w sobie, odważna i bohaterska nie lubi przechwałek, Unika bójek, uwielbia wodę , kocha wszystko co żyję woli być człowiekiem, jest miła i szczera do bólu.
Opis wyglądu:
-Wilk
Szara wadera bez skrzydeł złotymi oczami, I dziwnymi znakami za oczodołami blisko uszu,
-Człowiek
Trzynastoletnia dziewczyna Z niebieskimi włosami związanym w dwie długie kity, (Czasami) Lub rozpuszczone czekoladowe włosy Piękne morskie oczy w których można zapaść w głęboką melancholie, brzoskwiniowe delikatne usta i zazwyczaj biała sukienka.
*Rodzina:  Wszyscy zginęli z ręki człowieka,
*Partner: Zastanawia się, nie obchodzi ją to też z jakiej rasy będzie jej partner oraz nie zważa na to co mówią o tym ludzie.
 Społeczeństwo
*Pozycja
*Historia: Nie pamięta nic co zdarzyło się od tego gdy obudziła się na klifie nad może
Znaki: Niebieskie włosy (Niekiedy)
Umiejętności:
szybkość     4     siła 3
zręczność   2       wytrzymałość 3
spryt       6          głos 1
Charakterystyczne cechy: Niebieskie włosy (Zależy od pory roku)
Przedmioty: Brak
*Inne: Potrafi narzucać wole wodzie zamieniać się w nią panować nad lodem tworzyć lud rób robić wieczną zimę oraz tworzyć  zbiorniki wodne.
Właściciel: Paula02




 photo silver_wolf_portrait1.jpg







Jednorożec Sanktum

 
Imię:Sanktum w skrócie San
Nazwisk:
Płeć: samiec
Rasa: Jednorożec
Wiek: 15
Cechy charakteru:Jest uprzejmy i pomocny jak większość jednorożców.ma bardzo niski próg bulu ale wszystkie cierpienia znosi z godnością.Wściekły niszczy wszystko w ślepej furii.
Opis wyglądu:Jego sierść jest jasnoszara a róg wygląda trochę jak masa perłowa.
Jako człowiek ma czarne włosy i ciemno fioletowe oczy a znamię ukrywa pod grzywką.
Rodzina:Ma siostrę która zaginęła dawno temu
Partner: a kto by mnie chciał?
Społeczeństwo
Pozycja  
Historia:nie jest zbyt przyjemna
Znaki:
Umiejętności:
szybkość  4       siła2
zręczność 1        wytrzymałość1
 spryt  4              głos 4
Charakterystyczne cechy: fioletowe oczy
Przedmioty:brak
Inne:potrafi kogoś uleczyć albo zabić niestety nie panuje nad tą umiejętnościom
tak umarła jego matka.
jako człowiek
Właściciel:agora

Profil Rozalii


Imię: Rozalia
Nazwisko: Night
Płeć: samica
Rasa: Inny
Wiek: 15 lat
Cechy charakteru: Chora psychicznie, znacznie różni się od pozostałych przedstawicieli swojej rasy. Potrafi być miła na swój sposób, na ogół: lubi irytować Lena, ale wie, że on też taki jest. Wspomaga jego dobrą jaźń ( " beksę " ). Kiedy morduje wrogów nie dość, że uśmiechała się przy tym, jak przy dobrej zabawie to czasami śmiała się psychopatycznie.
Opis wyglądu: Białe włosy,lawendowe oczy
Rodzina: Nie mam
Partner: Szukam
Społeczeństwo:
Pozycja :
Historia : Ni stąd, ni zowąd pojawiłam się w świecie zero dwa i spotkałam Lena.
Znaki: Naszyjnik z różami ( na większości zdjęć )
Umiejętności:
szybkość  3        siła 2
zręczność  3        wytrzymałość 2
spryt   3             głos 3
Charakterystyczne cechy: Psychopatka
Przedmioty: Brak
Inne: Kiedy tego potrzebuje, przywołuje kosę.








Właściciel: wilczyca2678

Kotołak Len

Zdjęcie:





















Imię: Len
Nazwisko: Kagamine
Płeć: Samiec
Rasa: Kotołak
Wiek: 13 lat w ludzkich
Cechy charakteru: 1 osobowość-Zawsze miły i pomocny. Gdyby mógł pomagał by wszystkim.  Jest jednak strasznie strachliwy i często histeryzuje. Jest też bardzo nieśmiały i wrażliwy. Mówiąc inaczej słodki, niewinny kotek.
2 osobowość-Uwielbia patrzeć na cudze nieszczęście. Prawie wszystko go bawi. Umie jednak bardzo szybko z rozbawionego stać się śmiertelnie poważny. Jest sarkastyczny i uwielbia denerwować innych. Prawie ciągle miesza się w bójki, które uwielbia. Niezwykle dzielny i zuchwały. Często jest egoistyczny. Prawie wszystko go nudzi i irytuje. Denerwuję go zwłaszcza Rozalia
3 osobowość-Niezwykle uprzejmy oraz czasem wywyższający się. Zachowuję się jak typowy szlachcic. Zawsze przestrzega reguł oraz jest honorowy. Broni wszystkich jak tylko może. Jest niezwykle schludny. Nienawidzi brudu.
Opis wyglądu: Jako kotołak(kot)-Pomarańczowe, lekko wyblakłe futro w czarne cętki.  Dość małe uszy oraz długi ogon i pazury. Szaro-niebieski oczy.
Jako 1 osobowość (pół-kotołak, pół-człowiek)-Rozpuszczone blond włosy oraz szmaragdowe, błyszczące się oczy. Żółte uszy oraz mały także żółty ogon. Jego paznokcie są odblaskowe żółte.
Jako 2 osobowość(pół-kotołak, pół-człowiek)-Blond włosy upięte w małego kucyka. Czarne uszy oraz ogon. Ciemno lazurowe oczy.
Jako 3 osobowość(pół-kotołak, pół-człowiek)-Blond włosy tak jak u wszystkich osobowości z tym wyjątkiem, że są one trochę jaśniejsze. Upięte są w kucyk podobnie jak u 2 osobowości.  Zawsze wyprostowana postawa. Śnieżnobiałe uszy i ogon. Błękitne oczy.
Rodzina: Brak...Przynajmniej tak sądzi.
Partner: Gdyby była to jakaś miła dziewczyna.../A znajdziesz kogoś jeszcze lepszego ode mnie? Niemożliwe!/Nie wypada kochać tylko jednej damy.
Historia: Jako ta dobra osobowość błąkał się sam po świecie zero dwa. Nie wiedział czemu się tam znalazł, nic nie pamiętał. Wiedział tylko o jak się nazywa, ile ma lat, że ma osobowość wieloraką oraz jest kotołakiem.Był samotnikiem ponieważ bał się wszystkich i wszystkiego. I tu pojawił się problem-bał się samotności.Wtedy właśnie spotkał Rozalie. Z początku chciał uciec, ale oczywiście jak zawsze musiał się akurat wtedy wywrócić. Cóż...Był dość niezdarny. Potem jednak zobaczył, że są do siebie dość podobni. Opowiedział jej także o swojej chorobie. Zaprzyjaźnili się i zaczęli podróżować razem.
Znaki: Nieważne jaką jest osobowością ZAWSZE nosi naszyjnik z czarnym kluczem basowym.
Umiejętności:
1 osobowość-
szybkość     5      siła 1
zręczność    2      wytrzymałość 1
spryt           3      głos 4
2 i 3 osobowość-
szybkość  2          siła 4
zręczność 3           wytrzymałość 2
spryt    3              głos 2
Charakterystyczne cechy: Brak
Przedmioty: Brak
Inne: Cierpi na chorobę zwaną "Osobowością Wieloraką". Oznacza to, że dzieli się na(w jego przypadku) 3 różne osobowości. Można uznać że pierwsza osobowość jest tą dobrą, a druga złą. Trzecia jest neutralna i pojawiła się dopiero gdy miał 13 lat.
Jako kotołak/kot













1 osobowość gdy chowa uszy za czapką





















2 osobowość





















2 osobowośc chowająca uszy pod kapturem





















3 osobowość




















Właściciel: Miriam1111

Wilczyca Hazel

 http://oi45.tinypic.com/o0b6yo.jpg
Imię: Hazel
Nazwisko: Brak
Płeć: Samica
Rasa: Wilk
Wiek: 2 lata w ludzkich
Cechy charakteru: Samotniczka, miła, odważna, spokojna, uparta
Opis wyglądu:  Umaszczenie-cała czarna z czarnymi skrzydłami i niebieskimi oczami
wysoka, szczupła, wysportowana
Rodzina: Nawet o niej pewnie nie pamięta
Partner: Szuka
Stanowisko: Morderczyni
Historia: Nie ma co się rozklejać
Znaki: Zawsze nisi wisiorek ze znakiem równości
Umiejętności:
Szybkość 2     Siła 1
Zręczność 4    Wytrzymałość 4
Spryt 4           Głos 1
Charakterystyczne cechy: Ma bliznę na tylnej łamie
Przedmioty: Brak
Inne: Nie odkryła jeszcze ludzkiej postaci
Właściciel: Daria2222