sobota, 28 czerwca 2014

Od Rozalii:

-No cóż, jeśli chcemy pożyć, chodźmy - odparłam.
Poszliśmy do zamku. Po paru minutach staliśmy pod bramą. Nie mogłam powiedzieć, że podrużuje z młodszym chłopakiem. Jakby to brzmiało? Postanowiłam ściemnić i powiedzieć, iż jest moim młodszym bratem. W końcu strażnik spytał kim jesteśmy i co tu robimy:
-Powiedzcie co tu robicie?
-Jesteśmy podróżnikami
-Skąd przybywacie?
-Nie mamy domu. Straciliśmy rodziców i od dwóch lat żyjemy na własną rękę
-Ile macie lat?
-Ja 15, a on 13
-Jesteście rodzeństwem?
-Oczywiście. Inaczej to by nie miało sensu
-W takim razie wejdźcie. Po zmroku jest niebezpiecznie
-Dziękujemy
Weszliśmy do miasta z wielkim zamkiem na środku. Brama zamknęła się za nami. Strażnik zaprowadził nas do jakiegoś budynku. Chciałam by Len nie mówił zbyt wiele, ponieważ gdyby zmieniły się jego jaźnie mogliby nas wyrzucić. Oprócz nas w budynku było jeszcze sporo dzieci. Powiedziano nam, że to tutejszy sierociniec. Martwił mnie mój strój. Za bardzo rzucał się w oczy. Kiedy przydzielono nam pokój, założyłam jedynie długi, biały płaszcz.
-Tak w ogóle, jak dajesz radę walczyć w takim stroju?
-Jestem inna, różnię się od pozostałych...
-Dziwne, że nie wziął Cię za księżniczkę czy coś...
-Połóż się lepiej, ponieważ gadasz bzdury...
Położyliśmy się. Nie wiedziałam na ile tu zostaniemy. Dawno nie zatrzymywaliśmy się w żadnym mieście. Nie mogłam usnąć, więc poszłam się przejść. To miasto nie wyglądało źle w nocy. Nawet całkiem ładnie. Chodziłam różnymi uliczkami.
-A ty kto? - spytał jakiś głos.
Po chwili zobaczyłam trzech chłopaków. Postanowiłam nie zwracać na nich uwagi.
-Hej, nie wiesz, że nas się nie ignoruje?!
-Nie. Jestem nowa i wiem jedno. Jeśli nie chcesz kogoś słuchać, możesz go ignorować
-No to sobie nagrabiłaś!
-Nie sądzę. Znam swoje prawa. Wiem, iż tacy jak ty mnie nudzą. Nawet nie chce mi się z tobą walczyć
-No,no,no. Jaka waleczna dziewczynka.
Zignorowałam to i narzuciłam kaptur. Poszłam przed siebie. Oni zaczęli za mną iść.
-Chyba pora wracać...-powiedziałam do siebie i zawróciłam w stronę sierocińca.
Któryś z nich złapał mnie za rękę.
-Tak łatwo Cię nie puścimy!
-O, czyżby?
Wyrwałam się mu i ruszyłam biegiem do miejsca naszego noclegu. Poszczęściło się nam, ponieważ wejścia pilnował strażnik. Wpuścił mnie oczywiście. Z naszego okna widać było wejście. Patrzyłam i nasłuchiwałam co się dzieje na dole.
-Ej, Len!
-Co jest...?- spytał zaspany.
Skinęłam by podszedł do okna. Potem razem słuchaliśmy i oglądaliśmy co się dzieje. W końcu tamci się zdenerwowali i wyciągnęli noże. Nie wytrzymałam i wyskoczyłam przez okno powalając go na ziemię. Martwiące było to, że nie mogłam użyć kosy.
-Pan wybaczy, ale to się mogło źle skończyć dla pana
Wybiłam z ręki nóż drugiemu, a potem trzeciemu.
-Proszę ani słowa. Jutro to wyjaśnię, ale teraz wracam na górę.
Wróciłam, tym razem przez okno, do pokoju.
-Len, teraz naprawdę pora spać
-Dobra, dobra...
-Ale zanim, może zostaniemy tu na dłużej?

Len? Co ty na to?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz