To wszystko wydawało mi się takie dziwne. A tak niedawno miałam wszystko poukładane nawet jedna rodzina na zamku chciała mnie adoptować. Niestety wszystko zaprzepaścił jakiś kotołak, inna i jednorożec zmieniający się w dziewczynę. Nagle poczułam okropny bul. Głowa mi pulsowała a nogi piekły tak jakby ktoś przytykał do nich rozżarzone do czerwoności żelazo. Wiedziałam chociaż, że nadal je czuje i nie straciłam ich w pełni. Zemdlałam. Zobaczyłam strzępki wspomnień. Moją mamę zawijającą mnie w prześcieradło i pozostawiającą przy jeziorze. Ojca walczącego z kłusownikami. Potem masę ognia, wokół biegały jednorożce, kłusownicy złapali kilka z nich i odcieli im rogi, niektóre przeżyły lecz zostały ludźmi niektóre umarły a niektóre nie mogąc znieść tego, że są ludźmi zabijały się. Wtedy jakiś kłusownik zobaczył mnie i tu się mi wszystko urywa. Potem sceneria wraca do Momentu gdy kotołaki pokazały mnie ludziom, nie w pełnej transformacji jak zostałam zaciągnięta do stosu drewna gdzie chcieli mnie spalić i wtedy coś mnie ocaliło. Nie wiem co ale to coś miało ogon i uszy oraz bardzo zaciekawiony wzrok.Otworzyłam oczy. Nie wiedziałam co się zdarzyło. Podciągnęłam kawałek moich dżinsów i zobaczyłam tam wielkie krwawiące rany po zadrapaniu. Jakby lew… nie to było coś mniejszego coś takiego jak… kotołak! Odsunęłam dalszą część mojej nogi. Od kolana do stopy była pokiereszowana krwawiła a po części wylewała się z niej zielona maź. Zdjęłam moją skórzana kurtkę. Miałam te same ślady co na nogach. Serce waliło mi strasznie. Nagle zobaczyłam że leżę w kałuży krwi! Nagle weszła Rozalia nakryłam się kurtką i udałam że śpię.
***
Troszkę mi się zrobiło przykro. Łzy same mi się cisnęły do oczu. Może znałam ich od kilku godzin, wilki za szybko przywiązują się do innych. Kotołak.... dlaczego myślę ciągle o nim? Co mnie obchodzi taki egoista? Czemu? Nie... Domyślam się czemu ale nie dopuszczę do siebie tej myśli. Musze znaleźć sobie partnera... ale z mojej rasy. Oparłam się o ścianę szopy. Apalosa podeszła bliżej bardzo zawiedziona.
-Moonli,- Zaczęła Appa- Oni...
-Wiem, poszli- Nagle usłyszałam przeraźliwy huk, kłusownicy.- Mają swoje sprawy a ty swoje.
-My mamy swoje!- Oburzyła się Appa.
-Nie, Musisz uciekać.
-Jak to!! Bez ciebie ani rusz!
-Appaloso!- Westchnęłam- Nie możesz mnie zabrać zbyt krwawię, zostawię ślady pójdą naszym tropem zabiją nas! Pozwól mi chociaż ciebie uratować!
Moonli- Appalosa łkała przez łzy ja też zaczęłam płakać. Usłyszałam brzdęk. Łzy Appalosy zamieniały się w perły które wylądowały w mojej kałuży krwi.- Proszę...
-Appaloso jesteś zawzięta i waleczna- uśmiechnęłam się słabo.- Znasz mnie od kilku godzin, a chcesz mnie ratować. To niemożliwe ja się już do was przywiązałam taka słabość wilka.
-Przecież chcesz by człowiekiem.
-Nie Dzięki tym kilku godziną zrozumiałam że nieważne kim jesteś jaką rasą, Ważne byś siebie akceptowała i pokazała, że muszącie zakceptować albo się nie w trącać. Gdy próbujesz być kimś innym zabijasz siebie, ja popełniłam to samobójstwo osobowości więc śmierć to mój ostatni krok do odpoczynku.
-Ale Moonli- Appalosa nie mogła zatrzymać potoku łez. Zdjęłam ze swojej szyi trzy wisiorki a jeden zostawiłam. Wręczyłam je Appalosię. - Moonli! Dlaczego mi to dajesz?
-Wręcz to Lenowi i Rozalii, powiedz im, że to podarunek ode mnie i że umarłam.-Powiedziałam roniąc małą ciepłą łzę. Zorientowałam się że przymnie leżała cała góra pereł (łez Appalosy)- I nie przejmuj się tym że cie nie usłuchają albo po prostu wyrzucą te naszyjniki nie dziwię im się W końcu znają mnie od kilku godzin. A ty musisz wziąść się w garść założyćwłasne stado żyć dalej. Moje życie nie jest wartę złamanego grosza! Ale ty Musisz, żyć a teraz biegnij! Za pół godziny będą tu kłusownicy.
-A ten trzeci medalion?- Appalosa otarła łzę w rękaw.
- ten trzeci jest dla ciebie w każdym, z medalionów jest zamknięta cząstka mnie która wytwarza Aurę dostosowaną do każdego. Biegnij!- Appalosa założyła naszyjnik na którym był mały kamień księżycowy... zbierałam je tak długo... Może im się bardziej przydadzą. Appalosa podeszła do drzwi obejrzała się jeszcze raz za siebie jakby coś ją tu trzymało a potem wyszła.
30 minut później
Usłyszałam kroki. Zmieniłam się w wilka chociaż tak mogę umrzeć... umrzeć z godnością. Nagle weszli do środka. Zamknęłam mocno oczy wstrzymałam oddech.
~Umrzesz chociaż z godnością. Miło być znów wilkiem~ Uśmiechnęłam się do siebie. Poczułam uderzenie jakby ktoś mnie kopnął.
-Zdechlak, Przyda się na skórę. - Zachrypiał nieznajomy głos
-Masz rację- Odpowiedział drugi- ale wyprawa będzie trwała z 2 tygodnie! jak nie więcej. Wypatroszmy go tutaj!
-Nie... zobacz ile pereł... zabierzemy go do pałacu...
Ci dwaj ludzie podnieśli mnie i w rzucili do jakiejś przyczepy.
Co miało stać się potem? Nie wiem i nikt tego nie wie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz