sobota, 2 sierpnia 2014

Od Appalosy (CD Sana): Dalszy ciąg wyprawy następuje… Cieszyć się, czy nie?


-Gdzie byłeś? - Spytałam
-To długa historia wracajmy już do reszty ok?
- No dobrze – Powiedziałam wstając – Too… Opowiesz?
- Ym… Może później, teraz jesteśmy tak blisko nich, a ja jestem zmęczony…
- Przecież ich Nawet nie widać! Jest noc, oni zapewne siedzą przy ognisku, a jego blasku brak - więc?
- Nie chce mi się o tym gadać, a teraz chodź. – Powiedział to jak by oschłym tonem. Ale najbardziej mnie zdziwiło to, że jak najszybciej przeskoczył ognisko i wtulił się w moje zakołtunione włosy (nie mam czym ich uczesać). Podczas gdy ja się nad tym zastanawiałam, chłopak zamienił się w Jednorożca i odgalopował trochę. Przemieniłam się. Nigdy nie widziałam, żeby San kłusował. W sumie… Dzika zwierzyna typu koń, zebra czy Jednorożec nie chodzą w kłusie. Kłus jest chodem wyuczonym przez człowieka. Więc skąd go JA znam? Czy ktoś kiedyś na mnie jechał? No oprócz Moonli, która nie umie nawet przejść do stępu, ale mniejsza. A może gdy uczyłam się jeździć w przeszłości. Chyba jeździłam konno przeszło 2 lata. Gdy obserwowałam innych, może zapamiętam ruchy kopyt tamtych koni? Ja postarałam się go trochę dogonić i mi się to udało. Zajefajnie, ale szkoda, że nie chce mi o tym powiedzieć. Pewnie by mi powiedział, gdyby mnie… Kochał. Ale ja jestem poboczna. Zawsze byłam: tą złą, drugo planową. Po prostu: Zastępczą. Najgorsze uczucie. Nie chcę, aby kogokolwiek to spotkało. Wróciliśmy w ciszy. Zero gestów, rżenia czy rozmowy. Zobaczyliśmy już ogień. Podeszliśmy do niego i zmieniliśmy nasze postacie.
- Gdzie byliście… Ekhem… Gołąbeczki? – Spytała Roza z wielkim uśmiechem.
- Po pierwsze – Nigdzie, a po drugie – „Gołąbeczki” to se możesz mówić na nich! – Pokazałam na trzymających się za łapki dwoje Kotołaków. Oczywiście przy tym ruchu musiałam spojrzeć się w ich stronę. Gdy to zobaczyłam szybko przemieniłam się w Jednorożca i dębując odwróciłam się oraz od razu pocwałowałam najszybciej jak tylko mogę przed siebie. To było najgorsze co mogłam widzieć – Miłość! Uroniłam łzę, potem drugą, aż wreszcie poleciał ich cały strumień. Oczywiście moje łzy przemieniały się w kryształy i każdy wiedział w którą stronę puściłam się biegiem.
- Appalosa… - Usłyszałam głos. Nie rozróżniłam ich, wiedziałam tylko, że to był męski głos. Len`a raczej nie, bo on się tylko przejmuje swoją „królewną”, a San by mnie nie dogonił. Więc kto? – Stój. Nakazuję ci tego. – Ale ja starałam się dalej biec, lub chociaż trochę zwolnić żeby wyrobić na zakręcie, bo spokojnie mogłam walnąć się moim łbem o drzewo. Byłam w jakimś dziwnym, pustym lesie. Nie widać, nie czuć, ani nie słychać było żadnych oznak życia. Ale jednak bałam się odwrócić, więc biegłam dalej. Nagle wyleciałam z lasu i biegłam po ugniecionym jak świeżo po deszczu piachu. Ale był suchy, chociaż nie rozsypywał się, gdy odejmowałam kopyto. Słyszałam tylko walenie moich końskich stóp. ~dum dum, dum dum, dum dum~ tylko to było słyszalne. A może aż to, bo coś takiego jest trudno usłyszeć, a było cicho jak w grobie. A może ja już umarłam? I biegnę po świecie tych, co im już przestało bić serce? – Prrr… - Co to było?! Ja nie jestem jakimś koniem do wykonywania danych poleceń. Zobaczyłam jakiś portal. Wyhamowałam przed nim ślizgając się po… Lodzie?! Przed chwilą tu był piasek. Dobra, mniejsza, ale w każdym razie czubek chrapy miałam już w tym czymś. Szybko go wysunęłam, i wstając zrobiłam kilka kroków w tył. Nikogo nie widziałam i nie słyszałam ~krzyknąć „pomocy”? Ech… I tak nikt nie usłyszy~ moje myśli plątały mi się w głowie. Jednak w tym momencie zebrałam się na odwagę i odwróciłam się. Zobaczyłam jakiegoś człowieka. – No nareszcie się zatrzymałaś – Powiedział. Patrzyłam na niego, ale zupełnie byłam myślami w innym miejscu. Przypomniało mi się co tam widziałam. Czy naprawdę byłam zazdrosna? Ach, ta głupia zazdrość zawsze złapie. – Halo? Jesteś tam? – Powiedział to z wrednym uśmieszkiem. Spojrzałam się za siebie. Tam była ta czarna dziura. Postarałam się go jakoś wyminąć, i mi się udało jakimś dziwnym cudem udało. Biegłam ile tylko miałam siły. Przybiegłam do ogniska, i szybko zmieniłam się na ludzką postać.
- Gdzie byłaś? – Spytał Jack. To dziwne, ale mniejsza.
- Nie ważne, nie wiem! Przepraszam. – Powiedziałam wskazując na Moonlight i Len`a. – A ja biegłam przed siebie.
- Za co? – Spytała Moonli.
- Później ci powiem, ale w każdym razie ja bym stąd powoli się zmywała…
- Yy… Dlaczego niby? – Ponownie Moonli.
- Oj, długa historia, ale zacznę od tego, że biegłam przez zupełnie pusty las, potem przez coś dziwnego, ale co jakiś czas słyszałam głos i to był męski głos. Otworzył się jakiś portal, ale na szczęście w niego nie wpadłam. Wyhamowałam. Odwróciłam się potem i zobaczyłam jakiegoś człowieka ubranego cało na czarno.
- Czyżby znów Nico? – Zapytała Rozalia.
- To bardzo możliwe. – Zaczęła moja najlepsza przyjaciółka (czyli Moonli, jak coś). – To co tak to mamy zrobić?
- Tak ogólnie, to mi się nie chce zbierać. Złapałam lenia… - Odpowiedziałam – Ale jeśli to by było konieczne, to może bym gdzieś uszła.
- Aha… To co robimy? – Padło znów takie samo pytanie.
- O świcie wyruszymy. Zostało tylko półtorej godziny, i chyba nic się nie stanie.
- Ok, a może coś zjemy? – Spytałam. - Tak, ja wiecznie głodne dziewczę.
- Mamy jeszcze ryby, prawda? – Ponownie Moonli.
- Tak, mamy tego pełno. – I zaczęliśmy sobie piec jedzenie nad ogniem.

Ktoś z naszej ósemki dokończy? (Bynajmniej tyle nas naliczyłam :P)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz