sobota, 9 sierpnia 2014

Od Sana


Zatrzymałem się przed przydrożną gospodą.Znalezienie jej mimo zapadającej ciemności nie nie było trudne ,z wnętrza dobiegał śpiew i głośne rozmowy.Pchnąłem drzwi i cicho przeszedłem między stolikami pełnymi spoconych i niezbyt trzeźwych mężczyzn.Przysiadłem się do jednorękiego człowieka powoli wysączającego piwo z kufla.
-Myślę ze wiesz coś co mnie interesuje
-Myślę ze wiesz ile warte są informację-odpowiedział z chciwym uśmiechem
Ogień ogień muszę go zapytać o ogień ale jak to zrobic nie zwracając na siebie zbędnej uwagi?
-Czy zdarzały się ostatnio jakieś dziwne wypadki ...z udziałem ognia?
-Starej Mery spłonął ostatnio wóz ...-ta informacja wydawała mi się niezbyt interesująca-najmłodszy dzieciak Maca go podpalił...
-Gdzie mieszka ?-przerwałem-drugi dom po lewej od rogu ulicy
Rzuciłem mężczyźnie Monetę i pędem pognałem do wyjścia.Drugi dom po lewej tak powiedział myślałem z nie dowierzaniem przyglądając się rozpadającej się rudeże. No cóż...Wyjąłem z kieszeni ten tajemniczy przedmiot i obejrzalem go dokładnie.Z boku widniała mała szczelina.Instynktownie wyciągnąłem z pochwy mój nóż i przeciąłem Skurę na dłoni.Z przecięcia pociekła krew i jakby przyciągana wpłynęła do szczeliny.W jednej chwili metalowy krążek pokrył się łuskami.Upuściłem go na ziemię i wytarłem ręce w koszulę nie przejmując się tym ze pozostawiam na niej szkarłatne smugi.Z fascynacją przyglądałem się wężowym splotom wijącym się przed moimi stopami.Złapałem węza tuz za głową i podniosłem na wysokość oczu.-ciekawe do czego służysz-mruknąłem do siebie .W odpowiedzi kobra rozłożyła kaptur i w rozbłysku światła zmieniła się w sztylet.„A wiec to jest czarna magia-pomyślałem z podziwem- zachwycające”.Kształtem sztylet nie licząc łusek na rekojesci przypominał Nakamu zwane czasem „zazdrosną damą”.Tak to z pewnością to, nakamu niszczą wszystkie zaklęcia ochronne a trującym ostrzem skutecznie zabijają przeciwnika w kilka minut.Jeszcze raz spojrzałem na starą chatę ,w oknie zapaliło się światło na jego tle zamajaczyła szczupła dziecięca sylwetka.Ciężkie okiennice otwarły się na oścież podpełzłem pod okno i chwyciłem za włosy wychylające się z niego dziecko. Miał 5 może 6 lat jasne włosy i brązowe oczy.Przez chwilę naprawdę myślałem ze tego nie zrobię... nie zabiję go...Chwilę później malec zakwilił żałośnie w pierwszym odruchu chciałem go jako pocieszyć a potem...
-puszczaj potworze!-wrzasnął przez łzy
Coś we mnie pękło, zanurzyłem ostrze w jego gardle ,bluznęła krew ochlapując mnie oraz martwe ciało chłopca.-ciiiii-wyszeptałem układając zwłoki na bruku.Poczułem się teraz silniejszy kiedy gasły ostatnie iskry z życia ofiary we mnie zapłonął nowy ogień.Pobiegłem przed siebie wsłuchując się w odgłos moich bosych stóp uderzających o ziemię.Skręciłem w inną ulice zbliżając się do kwatery.Wpadam przez drzwi odnajduję Appe ,siedzi u nóg łózka i czyta książkę.Jestem pewny siebie, silny ,płonę ale już się nie boje nie tak jak poprzednio
-Co się stało czy to twoja...
-Krew?-kończę-to teraz nieważne.
-A co jest ważne ? -pyta odkładając na bok lekturę
-To czy będziemy raz...-niespodziewanie zaczynam się jąkać
-Appaloso ja chyba cię...kocham czy ty... ?
Appa? Odpowiesz pozytywnie?oj wiem ze na to czekałaś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz