-Kim jesteś!- Zawołała Appalosa I momentalnie zmieniła się w jednorożca, wycelowała we mnie swój róg i ruszyła galopem w moją stronę. W ostatniej sekundzie odskoczyłam na bok a ona wbiła swój róg w drzewo. Przysunęłam się do niej, Zbliżyłam się do jej końskiego ucha i wyszeptałam:
- No jak to kto? Moonlight.- Appalosa niespokojnie zarżała przysunęłam scyzoryk do jej gardła ale przesunęłam go na grzbiet ucinając kawałek grzywy. Zaśmiałam się podle i uciekłam do lasu. Biegłam tak aż dotarłam do wioski, Tak w tej wiosce są prawie sami dorośli, może kilka nastolatków ale tu kieruje się ich grupa... co powiedzą na małą niespodziankę? Znalazłam pochodnie, zabrałam ją i zaczęłam powoli podpalać każdy domek po kolei, wkrótce rozpętało się piekło, wszyscy krzyczeli biegali, ja tylko doskakiwałam z ofiary do ofiary by podciąć im gardła, gdy wymordowałam całą wioskę a budynki zwierzęta i wszystko w okuł stanęło w ogniu, mój wzrok przykuł zamek, uśmiechnęłam się do siebie i pobiegłam w jego kierunku, Wcale się nie zmęczyłam, gdy dotarłam do niego, wyjęłam mój scyzoryk.
-Stać! Kto idzie!- Krzykną jeden ze strażników.
-Śmierć - Powiedziałam z uśmiechem. Jeden, rzucił się na mnie odłupałam kawałek jego zbroi na szyi i zgrabnym ruchem przecięłam mu tętnice, Krew prysnęła na mnie strumieniem a strażnik padł nieżywy. Drugi chciał uciekać, ale zgrabnym ruchem skoczyłam na ogrodzenie a potem na niego z takiej wysokości że gdy na niego upadłam zmiażdżyłam mu czaszkę i kręgosłup. Z triumfem schowałam scyzoryk i zabrałam mu miecz i sztylet. bezszelestnie wkradłam się do zamku, weszłam po długich sodach do korytarzu gdzie mieściły się drzwi królewskiej komnaty. Zamachnęłam się mieczem i przeciełam na pół dwóch strażników stojących obok drzwi. Weszłam do środka, w łożu spał król i królowa, podeszłam do króla przecięłam mu tętnice szyjną tak aby krew spłynęła do tchawicy a król nie mógł wydać z siebie ani jednego dźwięku. Potem przyszpiliłam królową, wydała z siebie cichy pomruk i umarła. Nagle usłyszałam w szafie ciche stukanie, podbiegłam do niej a tam mała siedmioletnia dziewczynka w nocnej piżamie! Nie miałam serca jej zabijać ale nie mogę przecież zostawić światka. uderzyłam ją w kark zwinnym ruchem, zemdlała. Wzięłam ją na plecy, i zaczęłam wychodzić pałacowym oknem. Oparłam stopę na bluszczu i zaczęłam schodzić. Usłyszałam otwierające się drzwi i krzyki słurzących. Na dole zabrałam jeszcze pochodnie i podpaliłam zamek. odsunęłam się na bezpieczną odległość... Uciekłam a z daleka obserwowałam jak płonie zamek i wioska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz