czwartek, 21 sierpnia 2014

Od Appalosy: Dziecko, dziwne miejsce, straszne zdarzenia, ale jednak była jedna cudowna rzecz.

Moją odpowiedzią na to były wielkie oczy, opuszczona szczęka i książka na podłodze.
- Czyli już za późno? Ech… Pięknie. Zmarnowałem tę okazję, aby moje życie stało się lepszym. – Już wstawał, gdy ja go pociągnęłam za rękę i przytulając  go wyszeptałam mu do ucha „Nie, nic nie zmarnowałeś.” Popatrzyliśmy się na siebie uśmiechając się i zaczęliśmy rozmawiać, trochę jąkając się po tym wszystkim.

*Jakiś czas potem*

Było już ciemno. Wyszliśmy na świeże powietrze. Zobaczyłam jakiś cień… To coś… Dźgnęło Sana w ramię! Nie!
- Kim jesteś?! – Powiedziałam to z nutką strachu. Bałam się jak nie wiem co. Coś co może zabić. Jednak zamieniłam się w Jednorożca. Już galopowałam w jej stronę. Była zbyt chytra. Przesunęła się w bok, abym nie trafiła w nią, ale w drzewo.
- Jak to kto? Moonlight! – Jej nóż był na mojej szyi. Bałam się, ze umrę. Ale poczułam jej rękę przy kłębie. Odcięła mi kawałek grzywy! Ale… Po co? Nie ważne. Jak ja teraz sobie poradzę? Nie wyciągnę z tąd rogu.
- Pomocy! – Zaczęłam się drzeć. Ale po co ktoś kto ma pokojowe zamiary, i łazi po lesie w środku nocy? Usłyszałam jakieś jęki. Nastawiłam uszy. Bałam się, bo w końcu nic nie mogłam zrobić.
- Ugh… Co się stało? Appa!
- Spokojnie. Twoje ramię. Nie wstawaj.
- Muszę ci pomóc.
- Nie. Daj spokój jakoś sobie muszę poradzić… - I teraz zaczyna się gadanie do siebie – Dobra. Wyjmij ten róg, ale nie na łamanego jak niektórzy kabel od USB. Co? Dobra, nie ważne. I raz, i dwa, i… Ałł? Jeszcze trochę… OMZ*! To jest męczące. No dobra. Dasz radę Appa! I raz! I dwa! I trzy! Tak! Nareszcie! A teraz do Sana. – Pod galopowałam do niego i schyliłam się. – Dasz radę wejść na mój grzbiet?
- Ty poważnie mówisz?
- A nie wyglądam?
- Postaram się. – Jakoś się udało.

*Wiele godzin  później*

- Oh, jestem już zmęczona… Mam dość… Chodzimy i chodzimy. Szukaliśmy tych magicznych roślin, które pamiętałam z księgi mojej mamy. Pomogły ci w ogóle?!
- Tak. Na czy nadal boli, ale nie krwawię, ani nic. Jeszcze kawałeczek. No proszę!
- Ta! Łatwo ci mówić!
 Przeszłam kawałek stępem. I po tym zobaczyłam jakiś… pałac? Tak. To był pałac. Paliło się światło.
- To teraz zejdź. Muszę się zmienić.
- Ok – Po jego zejściu przemieniłam się w ludzką postać.
- To jak? Idziemy?
- Jak musimy…
- Heh, yyy, tak. Musimy.
- Super.
- No to chodź!

*Ponownie po jakimś czasie*

- O! Patrz! Moonli i Len! I Rin na dodatek! I jakiś dzieciak – Powiedziałam z uśmiechem, ale nagle moja mina była o taka „*-*”. Odwróciłam wzrok na nią. Dzieciak?! Co on tu robi? Zaraz… Moonli. Czy to naprawdę byłaś ty? Wiesz… Tam w lesie?

Najbardziej mi zależy na wyjaśnieniach Moonlight i odpowiedzi wykończonego Sana (i w realu też był wykończony – czekaniem). Chociaż inni jak dla mnie też mogą skończyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz