niedziela, 31 sierpnia 2014

Od Len'a

Nie mogę w to uwierzyć. Ja widzę, ja słyszę, ja chodzę ja oddycham. Mówiąc prościej, ja żyje. Minięcie się ze śmiercią. To naprawdę zmusza do przemyśleń...Właśnie. Zauważyłem, że jestem o wiele poważniejszy. Czy to przez to, że w tym świecie jestem starszy? Sądzę, iż to możliwe, ale nie znam się na tym. Tak właściwie całkowicie dziwi mnie to, że w ogóle się zmieniłem. Wcześniej gdy przechodziłem do świata zero nie zmieniałem się przecież nic a nic. Nie czas o tym myśleć. Moonli nazwała mnie swoim Romeo? Zachciało mi się śmiać, ale ból który jednak dalej mi towarzyszył uniemożliwił to. O ile nie mylę się Romeo był bohaterem jakiegoś dramatu, a ja mojego życia w taką opowieść zmieniać nie chce. W dodatku nie widzę we mnie ani odrobiny romantyzmu. Jestem...Sobą. Tylko w obecnej chwili nieco starszym. Gdy Moonli i...Dziewczyna której nie znam imienia zaczęły wspinać się po murach ja odwróciłem się. W sumie chciałem już stąd iść. Za dużo wilków...Choć od dziewczyny w czerwonej zbroi było czuć...Jakby to ująć...Po prostu wiedziałem, że jest kotołakiem. Odwróciłem się więc i zacząłem iść przed siebie. Wtedy jednak coś kazało mi się odwrócić. To było po prostu przeczucie. Dobrze, że go posłuchałem bo ujrzałem spadającą Moonli. Jak najszybciej podbiegłem bliżej. W ostatnim momencie Moonli wpadła w moje ramiona. Odetchnąłem z ulgą.
-Uważaj, baka-powiedziałem z lekkim wyrzutem jednak mimo wszystko uśmiechnąłem się. Czy ona musi mnie tak straszyć? Ugh, spadanie z tego balkonu nie jest przyjemne. W końcu, niech pomyśle, sam tego doświadczyłem!
-Len dziękuje!-powiedziała i znów przytuliła się do mnie. Ale ona głupia, za co mi dziękuje? Przecież to co zrobiłem robiłem bardziej dla siebie. W końcu gdyby ona ucierpiała to ja też. Mimo wszystko dalej jestem egoistą.
-Nie ma za co. A teraz możesz mnie puścić? Wiesz dalej wszystko mnie boli więc...-powiedziałem. Taka była prawda. Moonli od razu mnie puściła. Następnie "odstawiłem" ją na ziemie. Potem dopiero gdy wdrapała się na balkon odszedłem.

*Parę minut potem*

Leżałem na jakimś drzewie patrząc się w niebo. Było na nim parę chmur układających się w przeróżne kształty. Może niektórych to fascynuje, ale mnie nie. Mówiąc prościej nudzę się i to bardzo! Zeskoczyłem z drzewa. Poczułem lekki ból. To takie denerwujące! Teraz każdy ruch mnie boli. Oczywiście o wiele lepsze to od śmierci! Dziwi mnie tylko to, że nie złamałem ani jedej kości...To znaczy chyba. Jest możliwość żebym coś złamał i tego nie czuł? Hm...Ewentualnie mogę mieć krwotok wewnętrzny który wykończy mnie powoli od środka. E tam! Nie ma co o tym myśleć. Spojrzałem na wielką budowlę w której znajdowała się Moonlight. A gdyby tak...Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Ruszyłem pędem w stronę zamku. Zatrzymałem się w miejscu w którym nie mogli zauważyć mnie strażnicy. Nie, nie tędy nigdzie nie dojdę. Pobiegłem naokoło zamku. Znalazłem stronę gdzie nie było ani jednego strażnika. Oj, słaba coś ta obrona. Dotarłem do muru zamku. Następnie wdrapałem się po nim. Okno, świetnie! Obserwowanie czas zacząć. Przez okno zobaczyłem jakąś salę...Wielki stół...Jadalnia! Była tam Moonli, jej rodzice no i oczywiście Mroczny...Wszyscy jedli śniadanie. Po co na to patrzę? I tak nie mam nic lepszego do roboty, racja? Wszystko by było piękni i tak dalej tyle, ze w jednym momencie zdawało mi się, że Mroczny spojrzał na mnie. Nie, nie...On spojrzał na mnie! Naprawdę!
-Zaraz...To Len!-dało się usłyszeć gdy wskazał na mnie. Przez okna było wszystko słychać, co? Zaśmiałem się.
-Złapcie mnie jeśli potraficie!-powiedziałem ukazując moje, dość duże już, kły i wystawiając język. Powracam dziecinny ja nie liczący się z konsekwencjami. Cóż, bywa! Trzeba korzystać z życia! Skakałem z parapetu na parapet. W końcu znalazłem się dość niedaleko balkonu Moonli. Zmieniając się w kota zrobiłem jeden wielki skok i znalazłem się znów na marmurowej podłodze. Wszedłem z pokoju Moonli ponieważ drzwi od balkonu otwarte były na oścież. Tak, tak wiem ciekawa kryjówka. Po chwili do pokoju weszła Moonli. Chciała pewnie krzyknąć ze zdziwienia czy coś takiego, ale podbiegłem do niej i zatkałem jej usta.
-Cicho. Jeśli mnie usłyszą to po mnie-szepnąłem. Ona kiwnęła głową więc puściłem ją.
-Co ty tu robisz w dzień!?-spytała. Zastanowiłem się chwilę i wzruszyłem obojętnie ramionami. Sam nie do końca znałem odpowiedź.
-Nudziło mi się to przyszedłem. Nie widzę w tym problemu-stwierdziłem po chwili z niewinnym uśmiechem. Pogrywam sobie, ale koniec z poważnym mną. Bycie poważnym jest nudne i męczące. Więc po co to komu?

Moonlight wypędzisz mnie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz