sobota, 30 sierpnia 2014

Od Len'a: Czy ja...Nie żyje?

Co to ma wszystko znaczyć!? Czyli to jednak był jeden wielki podstęp! Szlak! Czemu nie powstrzymałem Moonli!? Nie, nie to nie może tak się skończyć! Straże trzymali mnie i wynosili z zamku.
-Puśćcie mnie!-wołałem, ale nic to nie dawało. Tak właściwie mój głos, jak i wygląd uległ zmianie. Cóż wyglądałem na pewno na starszego. Tak jak wszyscy. Moje włosy były spięte w kucyka jak zawsze. Ale strój sługi? Drobna przesada. Zresztą nie to teraz się liczy. Po wielu próbach uwolnienia się nie wyszło mi. Wyrzucono mnie prosto przed wrota zamku. Upadłem na ziemię.
-Szlak!-krzyknąłem głośno. Gdy skoczyłem wściekanie się wstałem z ziemi i otrzepałem z brudu moje ubrania. Dotknąłem lekko mojej twarzy. Na moim policzku znajdowała się mała rana z której powoli ciekła czerwona ciecz. Pewnie zahaczyłem o jakąś ostrą gałąź przy upadku nawet nie czując tego. Spojrzałem na niebo. Teraz nic nie zrobię...Nawet ja nie jestem tak lekkomyślny! Na razie po prostu usunę się w cień.

*Po paru godzinach*

Było już ciemno więc wyszedłem z mojej "kryjówki" którą znalazłem gdzieś niedaleko zamku. Spojrzałem na teren. Wszędzie strażnicy...No nieźle. Chciałem się gnąc po mój płaszcz, ale no tak! Nie mam go ze sobą. Muszę sobie w przyszłości jakiś kupić. Obszedłem jak najciszej dookoła zamku. Szukałem jakiegoś balkonu, okna, czegokolwiek! I wtedy właśnie zobaczyłem to czego szukałem. W dodatku była tam jakaś sylwetka...Moonli! To na pewno ona. Nie stała, a była na ziemi. Dzięki czułemu słuchu dałem radę usłyszeć jej cichy szloch. Coś ścisnęło mnie w sercu. Koniec tego! Dostanę się tam! Tylko...Jak. Wokół nie było żadnych strażników. Ale drzew też nie było widać. Zamek porastało parę krzewów. Raz się żyje. Zacząłem wspinać się po roślinach. Gdy skończyły się trochę spanikowałem. Nie mogę się tak poddać! Zauważyłem parę wystających cegieł. Znów zacząłem wspinaczkę. W końcu wdrapałem się na balkon. Moonli jeszcze mnie nie zauważyła bo jej wzrok był wlepiony w ziemię. Dalej cicho płakała. Pewnie robiłbym to samo, ale wtedy byłoby tylko gorzej. Stanąłem na marmurowej powierzchni. Kucnąłem przy Moonli i podniosłem delikatnie jej głowę.
-Nie płacz, nie warto-powiedziałem z uśmiechem i otarłem jej łzę. Po raz pierwszy udaje, że się uśmiecham. Czy to właśnie to robimy dla osób nam bliskich?
-Len-wyszeptała i przytuliła się do mnie. Także się w nią wtuliłem i lekko pogładziłem ją po włosach. Właśnie czy dalej są takie wrażliwe? Tak czy siak wolę być ostrożny. Nagle poczułem delikatne ukłucie. Rin coś się dzieję...Teraz nic nie dam rady zrobić. Na razie chcę być blisko Moonli. Tylko tyle...Pewnie długo cieszylibyśmy się tą chwilą gdyby nie ON. Mroczny...
-Co wy robicie!?-krzyknął wściekły od razu przyciągając Moonli do siebie. Ja także zdenerwowany wstałem z ziemi. Czemu on zawsze musi pojawiać się w najgorszym momencie!?
-Nie traktuj jej jak rzecz!-powiedziałem. Skoro jest jego ukochaną niech obchodzi się z nią delikatnie. Rozumiem jeśli ona miałaby być szczęśliwa może i bym odpuścił. Ale ona nigdy nie będzie szczęśliwa z takim kimś jak ten chłopak!
-A co mi wtedy zrobisz?-spytał z...Uśmiechem? Nie brakuje mu pewności siebie, co? Ma problem ponieważ ze mną jest podobnie. Sięgnąłem do mojej kieszeni szukając czegoś pożytecznego. O dziwo znalazłem tam sztylet. Wyciągnąłem go z poważną miną celując nim w Mrocznego-Tak chcesz pogrywać?-spytał znów. Moonlight wyglądała na przerażoną. Powinienem się tym przejąć, ale...Tak nie było. Całkowicie zaślepiło mnie to, że nie chce by Mroczny przeżył. To, że chciałem go zabić.
-Przestańcie!-krzyknęła Moonlight.
-Nie wtrącaj się-odparłem. Nie byłem tego pewny, ale wydawało mi się, że mój wzrok ponownie jest kompletnie...Pusty. Mroczny wyciągnął miecz. Balkon był naprawdę duży więc pole bitwy było dość spore. Tak zaczęliśmy walkę. Dziwiło mnie to, że moje umiejętności szermierki były na równym poziomie co jego. Nagle jednak wytrącił mi sztylet. Wtedy od razu wysunąłem pazury.
-Nie zapominaj mam jeszcze to-powiedziałem. Nie docierało do mnie kompletnie nic. Żadne głosy, płacz Moonli...Nic. W chwili gdy wytrąciłem miecz który trzymał zrobił coś czego nigdy bym się nie spodziewał. Wypchnął mnie przez balkon. Dopiero wtedy usłyszałem głos Moonli.
-Len!-krzyknęła i podeszła do barierki. Z coraz większą szybkością spadałem na dół. Wydawało mi się, ze czas zwolnił. Zaraz umrę, prawda? Po moim policzku spłynęła jedna samotna łza. Mimo wszystko uśmiechnąłem się tak by Moonli to widziała. Cieszę się, ze ostatnią twarzą jaką ujrzę będzie ona...Całkowicie się zmieniłem gdy dotarło do mnie, ze za sekundę umrę. Moje przemyślenia przerwał ból przeszywający całe moje ciało. Właśnie w tym momencie spotkałem się z ziemią. Zdołałem jeszcze na chwilę otworzyć oczy. Następnie wszystko zamazało się i zmieniło w ciemność.

Moonli? Czy ja nie żyje? A może Mroczny dokończy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz