czwartek, 31 lipca 2014

Od Gakupo: Stary przyjaciel

Pytanie Len'a niezbyt mnie zdziwiło. Ale Len... od dłuższego czasu wydawał mi się znajomy. Tak jakbyśmy się kiedyś znali. I po tym pytaniu zacząłem przypominać. Tylko, że... bardzo mało i tak jak przez mgłę. Ale jedno wspomnienie pamiętałem idealnie: spotkanie z Len'em sprzed 3 czy 4 lat.
- I? Pamiętasz coś? - Zapytał ponownie Len
- Po zastanowieniu... Przypominam sobie jak razem wędrowaliśmy, a potem się rozdzieliliśmy i to by było na tyle. - odpowiedziałem
- Pff... tylko tyle?! Jak można nie pamiętać tych 2 wspaniałych lat spędzonych z takim ideałem?
- O ile dobrze pamiętam kiedyś byłeś inny... miałeś 2 osobowości. Co się stało?
- A no tak... Magiczny kamień... Czary - mary i takie tam... Długo by opowiadać - "wyjaśnił" mi Len
- Emm... Ktoś mi może powie co się dzieje? I skąd wy się znacie? - przerwała nam Moonli
Więc wyjaśniliśmy Moonlight wszystko od tego jak się poznaliśmy i Len dopowiadał to czego nie pamiętałem zbyt dobrze.
- Może się w końcu zbierzemy i pójdziemy do tej wioski - krzyknęła Rozalia tak żeby wszyscy usłyszeli
Gdy zebraliśmy wszystkie rzeczy i szliśmy już do wioski, po kilku godzinach ja i Len usłyszeliśmy coś w krzakach. To nie były zwykłe odgłosy zwierząt, ale coś o wiele większego i cięższego.
- Rozalia w krzakach są chyba jakieś potwory - ostrzegłem
- Jack, przygotuj się - powiedziała do... powietrza?
- Czemu mówisz do powietrza?
- A no tak - i chyba chciała mnie uderzyć w głowę, ale była za niska - Jack, pomógłbyś? - I w tej chwili zaczęła latać i zrobiła to co zamierzała. - Chodzi o to, że nie zobaczysz go jeśli nie jesteś "inny", albo jeśli dostaniesz od takiego w głowę. - powiedziała po czym zobaczyłem bladego chłopaka - Gakupo to jest Jack. Jack umie panować nad powietrzem i lodem, czyli jest takim jakby panem zimy.
- Przecież nie jestem panem zimy, umiem coś tam robić ale panem bym to nie nazwał... - powiedział Jack
- No i Jack i Rozalia są w sobie zakochani ale żadne z nich nie przyzna się do tego - wtrącił się Len
- Len zamknij się albo pogłaszczę Cię moją kosą! - krzyknęła Rozalia cała czerwona na twarzy. I chyba mieli się zacząć kłócić, ale Moonlight nam przypomniała o bestiach.
- Są coraz bliżej - powiedziałem
Wszyscy wyciągnęli, przywołali bronie i wydłużyli pazury. I w tym momencie okrążyło nas mnóstwo bestii.
- Będzie zabawa - powiedzieliśmy we troje i rzuciliśmy się na nie.
Po kilku zabitych bestiach poczułem się jakoś inaczej, poczułem żądzę mordu pragnąłem krwi, byłem bardziej wyczulony na ruchy innych.
- W końcu wrócił ten lepszy Gakupo! - krzyknął Len przez wir walki
Chciałem coraz więcej krwi, więcej mordu, i gdyby kosa Rozalii nie wytrzymała (a ledwo to zrobiła) mojego ciosu to już by nie żyła.
 Gdy już schowałem katanę zauważyłem że mam na sobie zbroję samuraja.
- Spokojnie Gakupo już są wszystkie zabite!
- ten Gakupo, spokojny? - powiedział Len po czym zaczął się śmiać
Rzeczywiście, nie byłem spokojny. Nadal chciałem zabijać.
- Możesz nam wyjaśnić Gakupo, co się dzieje? - zapytała Rozalia, ale usłyszałem bestię więc zmieniłem się w kotołaka i pobiegłem żeby ją zabić. Inni byli daleko w tyle i próbowali mnie dogonić. Zauważyłem potwora i się na niego rzuciłem. Zabijanie mnie uszcześliwiało. Len dobiegł i się do mnie uśmiechnął. Też lubił mordować. Nie to co ten drugi ja. Gdy reszta do nas dobiegła z powrotem zmieniłem się w człowieka tylko zostawiłem sobie uszy i ogon.
- Gakupo co się z tobą dzieje?! - krzyknęła trochę wystraszona Moonli

Len może przypomnisz?

Profil kotołaka Callainy





Imię: Callaina
Nazwisk: Mare
Płeć: samica
Rasa:Kotołak
Wiek: 13
Cechy charakteru: Psychopatka, gdy tylko widzi czarny kwiatek, rasy róża, wścieka się, zaczyna się psychopatycznie  śmiać i niszczyć wszystko do o koła, Miła, Przyjacielska, wybuchowa dusza towarzystwa, figlarz, Ambitna, nigdy nie przepuści okazji do bójki.
Opis wyglądu: Biała nie wielka kocica ze srebrnymi oczami i naszyjnikiem z kamieniami księżycowymi.
Rodzina: Nie zna... ale jest na tropie.
Partner: Fajnie by było jakby Len się mną zainteresował.
Społeczeństwo :
Pozycja:
Historia: Nie ma co płakać... od małego byłam w wariatkowie.
Znaki:
Umiejętności:
szybkość  2   siła2
zręczność 2      wytrzymałość 2
 spryt  7         głos 1
Charakterystyczne cechy: Naszyjnik z kamieniami księżycowymi.
Przedmioty
Inne: Posługuje się telekinezą oraz naruszaniem praw grawitacji.

Gdy posługuje się telekinezą. (Zanak ręką)

środa, 30 lipca 2014

Od Len'a

Gdy Moonli poszła zacząłem cicho się śmiać. To dziwne, prawda? Chodzi mi o to, że rozmowa z jedną osobą może tak poprawić humor. W ogóle nad czym się użalam!? Niech inni myślą sobie co chcą! Od zawsze...No albo od jakiegoś roku byłem zarozumiałym, zapatrzonym w siebie dzieciakiem i zawsze taki będę! Jeśli reszcie to nie pasuje-trudno. Ja to ja. Ideał. Wstałem i wróciłem w stronę obozowiska.
-Dalej obrażony na cały świat?-zapytał Jack podlatując do mnie.
-Cicho śnieżny oszołomie wcale nie byłem obrażony. To zachowanie godne dzieciaka, a nie ideału!-powiedziałem dumnie.
-Komuś wrócił charakterek?-spytał...Mimo wszystko z uśmiechem? Pf, całe to towarzystwo jest jakieś dziwne...Pasuje do nich.
-Tak. Mogę powiedzieć, że cała osobowość, a co tęskniłeś?-odparłem szczerząc się jak zwykle.
-Czy ja wiem? Kto by tęsknił za kimś takim?
-A za tobą ktoś by tęsknił? No oprócz Rozalii-powiedziałem śmiejąc się.
-Do czego zmierzasz...?-zapytał trochę zmieszany.
-Oj ty już wiesz!-kontynuowałem ciągle przez śmiech. W sumie kłóciliśmy się tak jeszcze chwilę. Tak...Kłócenia się mi brakowało najbardziej. Usiadłem na jakiejś kłodzie która była w obozowisku. Właśnie...Jest jeszcze jedna sprawa. Rin. W ogóle czy to co mówiła Moonli było prawdą? Ja...A może raczej moje wcześniejsze wcielenie zabiło ją? I Rin opanowana przez Khora zrównała zieloną wioskę z ziemią, zabijając za pewne mieszkańców?...Już rozumiem! To dlatego nie chce zabijać! A ja się oto kłóciłem. Tylko czemu ja tego nie pamiętam? Nie ważne...Rozejrzałem się wokół. Rin nie było w obozowisku. Ugh, później ją przeproszę. Popatrzyłem się na tego Gakupo...Było w nim coś...Znajomego? Tak zdecydowanie. Wtedy usiadła koło mnie Moonli.
-I jak się czujesz?-spytała.
-Głupie pytanie. A jak miałby czuć się ideał?-odparłem pytaniem i uśmiechnąłem się. Ona zrobiła to samo-Tak w ogóle...Chciałem no wiesz..Ekhem...Przeprosić.
-Ty mnie przepraszasz!? Od kiedy ty przepraszasz!?-zapytała zdziwiona.
-Po prostu...Jakby to powiedzieć. Też jesteś dla mnie ważna, nie? Przynajmniej tak myślę...-powiedziałem. Potem znów popatrzyłem na Gakupo. To imię też musiałem kiedyś już słyszeć. Moonli spojrzała na mnie nieco zdziwiona.
-Hm? O co chodzi?-spytała.
-O nic...Tylko tak myślę, że...
-Zaraz-przerwała mi-Ty myślisz?-zaśmiała się.
-Tak, tak bardzo śmieszne-powiedziałem sarkastycznie jednak uśmiechnąłem się-Kontynuując. Wydaje mi się, że skądś znam Gakupo...
-Skądś? A skąd byś miał go znać?
Zastanowiłem się chwilę i...Nagle mnie olśniło! Podbiegłem szybko do Gakupo. Moonli pobiegła za mną.
-Gakupo nie pamiętasz nic, a nic tak?-zapytałem.
-Jeśli się zastanowić to tak. Oczywiście poza paroma rzeczami typu imię...
-Tak, tak-przerwałem mu-I nie pamiętasz wydarzeń sprzed 3 czy tam 4 lat? Nawet jak się wysilisz? Nic?-spytałem. Jestem pewien, że to on!
-Len o co ci chodzi?-spytała Moonli.
-Teraz nie ważne. Gakupo pamiętasz coś czy nie?-powtórzyłem pytanie.

Gakupo?

Od Moonlight: Typowy przyklad martwicy serca...

Nie wiem co się stało Lenowi... Martwy pusty wzrok. Bez żadnych uczuć... Usiadłam koło niego, i złapałam jego rękę, wyrwał ją bez problemu, oddalając się trochę od mnie.
-Len? Czemu  się już nie uśmiechasz?
-Bo- zastanowił się chwile- bo już nie potrafię.
-Dlaczego?
-Eee... nie wiem. Możesz już iść denerwujesz  mnie.
-Dlaczego? Dlaczego wszystkich nie nawiedzisz?
-Bo oni nienawidzą mnie- odwrócił wzrok i zaczął patrzeć w drugie drzewo.
-Ja ci Lubie,- Złapałam jeszcze raz Lena za rękę, już się nie wyrywał.
-Moonli... Wracaj do reszty- Powiedział ze smutkiem w głosie, to już coś!- Nie przejmuj się mną.
-Jak ja nie mogę się nie przejmować, Len... Znaczysz dla mnie więcej niż cała reszta... Proszę, Len...
-Moonli?
-Co?
-Czy... no wiesz... na tamtej planecie... Rin no... o co chodziło z tymi Ludźmi z zielonymi i turkusowymi włosami?
-Eh... To byli mieszkańcy zielonej krainy, widzisz byłam tam księżniczką, gdy miałam na tamtej planecie gdy skończę 18 wyjść za mąż za... eee... Lepszą o wiele lepszą wersję Nica Wyglądał trochę jak Kaito.. Trochę No i Rin z jej częścią Khora ze zazdrości szalała, i skinęła ręką na ciebie abyś zabił mnie i wydał rozkaz zrównania zielonej krainy z ziemią, i tak dla ciekawych dzieliłam jeszcze w tedy ciało ze strażniczką.
-Ehem? I ja mam ci w to uwierzyć?
-Tak a czemu nie- Uśmiechnęłam się ciepło, Nagle po policzku Lena przetoczyła się jedna mała srebrzysta łza, szybko ją wytarł. Wrócił Len którego znałam. Przytuliłam go mocno, i bym chyba nie puściła gdyby nie to że, przygalopowała Appalosa moja przyjaciółka. 
-Len, niedługo przyjdę- pożegnałam go podniosłam się i zmieniłam w kota i razem z Appalosą zaczęłyśmy wesoło galopować. Zatrzymałyśmy się na polanie, zmęczone ale wesołe.
-Appa, masz świetną kondycję no, no, no.
-Ty musisz jeszcze popracować nad techniką skoków, wywaliła byś się prawie o tamtą gałąź
-Taaak,... Przyznaje talent do denerwowania ludzi to ty masz.
-Ehem kotołaku?!- I zaczęłyśmy się głośno śmiać. Potem wyjaśniłyśmy sobie parte spraw i wróciłyśmy do obozowiska, Usiadłam koło Len...

Len cu dalej?

poniedziałek, 28 lipca 2014

Od Len'a:Powrót

Świetnie. Złapali mnie. Ugh, gdyby nie Rozalia...Jakby tu się wymigać? Zresztą po co...
-Jeśli skończyłaś możesz mnie puścić?-spytałem, jak na mnie dość oschle.
-To chyba oczywiste, że nie. Myślisz, że po co Cię szukaliśmy idioto?-spytała. Pewnie powiedziałbym, że to irytujące, ale teraz tego nie odczuwam tak bardzo. Naprawdę, skoro oni nienawidzą mnie, a ja ich to po co mnie szukali.
-No właśnie. Po co mnie szukaliście?-zapytałem znów kompletnie bez uczuć. Nawet nie przechyliłem głowy jak zawsze. Rozalia westchnęła.
-Bo jesteś częścią naszego towarzystwa, tak?
-Od dziś? Raczej nie-powiedziałem wzruszając ramionami i odwracając wzrok. Patrzyłem pustym wzrokiem przed siebie. Widziałem wielkie korony drzew. Liście które wiatr niósł gdzieś daleko. Były wolne. Czy ja czuje się wolny? Nie. Ja podobnie jak wczoraj nie czuje po prostu nic.
-Jesteś jednym z nas inaczej nie miałabym kogo wkurzać!-powiedziała Rozalia. No tak w końcu pełnie rolę tego który zawsze marudzi i jest wkurzony, zapomniałbym. Zeskoczyłem z drzewa na którym do teraz siedziałem. Spojrzałem obojętnie na reszte całego towarzystwa. Chyba kogoś brakowało...A no tak. Nie było San'a. Nie żebym się tym jakoś bardziej przejął. Rin dalej wyglądała na zdenerwowaną. I dobrze, nie chce teraz z nią rozmawiać...Wkurzyłbym ją jeszcze bardziej. Podbiegła do mnie Moonli.
-Len idioto wiesz jak się martwiliśmy!?-spytała nieco zdenerwowana.
-Mhm...-odpowiedziałem obojętnie patrząc na nią moim pustym, nic nie wyrażającym wzrokiem.
-To co idziemy?-spytała Rozalia. Reszta przytaknęła. Poszedłem za nimi. Dobra mogę przebywać wśród nich, ale nie mam zamiaru za wiele mówić. Tamten Len zniknął. Jest tu tylko głąb z wieloma błędami z przeszłości.

*Po jakiś 3 dniach*

Nie chciałem-zresztą jak zawsze słuchać rozmów całej reszty. Poszedłem gdzieś. Usiadłem pod jakimś drzewem. Po chwili doszła do mnie Moonli. Nie zwróciłem na nią uwagi.
-Co się dzieje?-zapytała wprost stojąc nade mną.
-Nic-odparłem dalej tym samym, monotonnym tonem.
-Nigdy się tak nie zachowywałeś...
-Nie wiem o co Ci chodzi-powiedziałem wzruszając ramionami.

Moonli wytłumaczysz mi może?

niedziela, 27 lipca 2014

Od Sana martwi bogowie ognia i lodu

Ciemność ciemność i jeszcze raz ciemność to tyle co byłem w stanie zobaczyć ,co jakiś czas w mroku przemykały mgliste kształty ludzi i zwierząt w myślach modliłem się do wszystkich bogów żeby mnie nie zauważyły. W następnej chwili jeden z nich przybrał wyraźniejszy kształt.Wilk (bo tym okazał się ten cień)wyszczerzył groźnie zęby a potem spojrzał mi w oczy swoimi czerwonymi płonącymi nienawiścią oczami.
~Witaj panie~usłyszałem w głowie
Zamrugałem czarny wilk patrzył teraz na mnie z wyrzutem.Bałem się bardzo się bałem nie śmierci w tej otchłani lecz tego ,że już na zawsze w niej pozostanę.
Mój przeciwnik zarechotał złośliwie jakby wyczuwając mój strach
~nie godny ,nie oddany władcy~zamruczał wesoło wilk i przeszedł krok w moją stronę
Zacząłem uciekać ale kiedy tylko gubiłem wilka z oczu pojawiał się tuż przedemną chichocząc.Zatrzymałem się wreszcie i spojrzałem na niego.
~czego ode mnie chcesz?-zapytałem w myślach bliski rozpaczy
~wladca potrzebuje ognia i lodu zbierz ją dla niego
Materia pod moimi stopami zapadła się a ja znalazłem się z powrotem w moim wymęczonym ciele.
Wiedziałem już co muszę zrobić ale zrobić tego niemogłem żeby przejąć moc boga trzeba go najpierw pokonać a to jest niewykonalne.Chyba że oni już nie istnieją wtedy ich moc rozdziliła by się między śmiertelnych.W myślach zobaczyłem Appalosę rozpalającą ognisko.
Podniosłem się z ziemi ,dookoła leżały powalone i czarne drzewa a w miejscu kamienia pozostała jedynie ziejąca czernią dziura.Podszedłem na sam jej skraj tym razem nie bojąc się upadku.Z mroku wynurzyła się ręka a następnie  całe ciało ochydnego białego stwora.Podpełz do mnie i podał mi obły przedmiot przypominający w dotyku metal.
Odwruciłem się i zacząłem oddalać w las spokojnym krokiem potem przyśpieszyłem do biegu.Zrobiłem coś strasznego.

*jakiś czas później*

Wypadłem na polanę pod wielki dębem zdziwiłem się niezmiernie kiedy zobaczyłem trzaskające wesoło ognisko a przy nim........Appalose. Przeskoczyłem nad płomieniami i wtuliłem się w jej włosy.Spojrzała na mnie przewiercając moją dusze na wylot.
-Nie było cię 3 dni!-wykrzyczała odpychają mnie
-Yyyy naprawde?-spytałem zdziwiony
Dziewczyna zlapała mnie i dała mi po twarzy a potem się do mnie przytuliła.
-Martwiłam się o  ciebie kretynie
Waśnie San jesteś kretynem pomyślałem ściskając w ręce przedmiot otrzymany od tego dziwnego stwora.Przecierz nie zabijesz dziewczyny którą kochasz
-Gdzie byłeś?
-To długa historia wracajmy już do reszty ok?
Appa?


Od Sana Przeznaczenie


Ostatnie tygodnie przeżyłem niezbyt świadomie.Wszystko pamiętam jak przez mgłę.
Umysł zaćmiewa nie ustający głód którego nie jest w stanie przytłumić żadne jedzenie ale nasila się gdy tylko w pobliżu jest któraś z tych obrzydliwie zakochanych par....
 Nie chce  przebywać w ich pobliżu ulatniam się kiedy tylko przestaną mnie potrzebować i uciekam gdzieś w las byle dalej od nich.
Zastanawiam się czemu nie zrobiłem tego co Len -po prostu nie uciekłem.A właśnie ten mały zapatrzony w siebie kotołak siedzi na drzewie i gada z Rozalią a ja głupi czekam  zamiast skryć się gdzieś w lesie z dala od nich.
Uchwyciwszy się tej myśli odwróciłem się i pobiegłem przed siebie.Biegłem długo z całych sił młócąc ziemię kopytami jakby to ona była winna mojej niechęci do wszystkich.Zatrzymałem się w cieniu potężnego dębu rozdygotane mięśnie same powaliły mnie na ziemię.Zmieniłem postać i spróbowałem wstać ale po chwili znów upadłem.
-,,co się stało San?-spytałem się w myślach- pogorszyła ci się kondycja?''
Wydało mi się to tak zabawne ,że zacząłem się śmiać głośno i niemal szaleńczo pierwszy raz od....jej śmierci.
Przywołane wspomnienie wypełniło mi myśli zalewając je znajomymi dźwiękami i zapachami.Rozpędziłem wspomnienia ale zapach narcyzów i wiśni ciągle utrzymywał się w powietrzu.
Niewiele myśląc pobiegłem w kierunku jego źródła.Wkrótce znalazłem się w ciemniejszej części lasu przed wielkim szarym głazem.Położyłem na nim ręce pragnąc się ochłodzić po biegu.Kamień jednak był rozpalony sycząc cofnołem się ,dłonie miałem zbroczone szkarłatną krwią.
Teraz rozumiałem to kamień cieni jedno z wejść do krypty niegodziwych.Tylko gdzie jego strażnik?
Położyłem ręce na głazie tym razem pod palcami poczułem coś chłodnego i pulsującego.
W jednej chwili wszystko zalała ciemność a odłamki poleciały na wszystkie strony wbijając sie w moje ciało i w drzewa na około.Czarna mgła przesłoniła mi oczy.
-Co ja zrobiłem-spytałem sam siebie dryfując w ciemności

CDN

sobota, 26 lipca 2014

Od Rozalii

Podróż, podróż i jeszcze raz podróż! Jak już znajdę Len'a to go zabiję! Musiał się zgubić, akurat jak mam problemy sercowe i nie mogę się na niczym skupić... Poważnie mu się oberwie! Jakoś moje lekcje nie przeszkadzały z podróży. Ciągle na zachód! Pewnie siedzi na jakimś drzewie!

*Kilka dni później*

Oddaliłam się trochę od reszty, żeby pomyśleć nad tym wszystkim. Dalej nie mogę poukładać myśli. Jestem trochę zagubiona w tym wszystkim. Kiedy tak myślałam zobaczyłam tego idiotę na drzewie!
-Ej, tutaj jest!
Wszyscy spojrzeli się w moją stronę, a ja pokazałam w jego stronę.
-Len! Złaź na dół!
-Nie mam zamiaru, baka!
-Czemu?!
-Bo wszystkich nienawidzę i wszyscy mnie nienawidzą!
-Nie ważne! Przecież twoje istnienie nie zależy od innych!
-Mam to gdzieś!
Zaczął skakać po drzewach. Nie wiele myśląc pobiegłam za nim. Len wiewiórka!

*Pół godziny potem*

W końcu złapałam go za ramię. Na wstępie dostał ode mnie w twarz.
-Najchętniej bym Cię udusiła-westchnęłam.-Ale odebrałabym sobie przyjemność dokuczania Ci!


Len? Zdecydujesz się czy nie?


Od Gakupo

Wstałem jak zwykle przed świtem, i chciałem iść nad jezioro, ale zauważyłem obok Rozalii jakąś kartkę. Podniosłem i przeczytałem liścik. Okazało się, że Len uciekł. Przeszukałem obozowisko tak żeby nie obudzić reszty. Po kilku godzinach przeczesywań obozu i terenów obok, gdy wstali już inni, opowiedziałem im o liściku i o tym gdzie go szukałem.
- Wiedziałam że ten tchórz w końcu ucieknie - powiedziała Rozalia
- Co ten bezduszny potwór sobie myśli?! - krzyknęła prawie przez łzy Rin

~~ Po kilku rozmowach z krzyczeniem ~~

- Więc może już pójdziemy go szukać? - spytałem
- To... Tak. To jest dobry pomysł. Ale, w którą stronę mamy iść? - spytała Moonlight
- A właśnie... Zapomniałem wspomnieć, że widziałem tam ślady - pokazałem na zachód - Najpierw były po prostu podrapane drzewa, a potem było coraz więcej przewalonych. Chociaż nie jestem pew...
- Tak, to Len - przerwała mi Rozalia

Po zabraniu wszystkiego wyruszyliśmy na zachód.


Rozalia? A może ktoś inny?

Od Len'a: Ucieczka

Znów ta sama sytuacja. Stałem po prostu i patrzyłem jak Moonli odchodzi do reszty. Właśnie uświadomiłem sobie, że ten "ideał" nie jest tak idealny. Nie...Ja nigdy nie byłem ideałem. Wiedziałem to od początku, ale to sobie wmawiałem. Gdy już Moonli odeszła zaśmiałem się cicho.
-Jestem żałosny-stwierdziłem cicho. A mimo tego na mojej twarzy pojawił się uśmiech. To śmieszne. Naprawdę. Od zawsze coś sobie wmawiasz, a gdy jest już za późno żeby skończyć dociera do Ciebie rzeczywistość. Naprawdę wszystkich nienawidzę? A być może jest na odwrót? W końcu ze wszystkimi się kłócę, wszystkich dręczę...A no i nawet moja siostra nazwała mnie "bezdusznym potworem". Ale nic na to nie poradzę! Taki już jestem. Spuszczając nieco głowę wróciłem do obozowiska. Nie byłem zły, nie byłem szczęśliwy czy też smutny. W tej chwili? Nie czułem zupełnie nic. Jedna wielka pustka. Naprawdę dziwne uczucie...
-Co się znowu stało?-zapytała mnie znużonym głosem Rozalia która do mnie podeszła. Ja wzruszyłem ramionami.
-Sprawiłem, że kolejna osoba mnie nienawidzi. A co?-powiedziałem w prost. Mój głos jakbym był pozbawiony jakichkolwiek uczuć. W końcu w tej chwili tak było, prawda? Rozalia popatrzyła na mnie nieco podejrzliwie.
-I tak po prostu o tym mówisz? Od razu?-spytała.
-A czemu niby nie?-odparłem także pytaniem. Następnie spojrzałem na niebo. Było na nim mnóstwo gwiazd. Wyminąłem obojętnie Roze i poszedłem spać.

*Ok. 2 w nocy*

Obudziłem się i obróciłem na plecy. Spojrzałem w niebo. Nie rozumiem co jest ekscytującego w patrzeniu w gwiazdy. Przecież to nudne. Nie żeby mnie to teraz obchodziło. Po chwili wstałem. Nie byłem ani trochę śpiący. Popatrzyłem na całe moje towarzystwo. Mimo wszystkiego są tacy źli nie? Szkoda, że za późno na to spostrzeżenie. Wyciągnąłem kartkę i coś do pisania. Tak przygotowałem to wcześniej. Kto by pomyślał potrafię myśleć. Napisałem na kartce:

Nie rozpisuje się bo nie mam miejsca. Postanowiłem was opuścić. Tak będzie lepiej, prawda? W końcu wszyscy mnie nienawidzą. Ja zresztą też was nienawidzę idioci, wiec po co to ciągnąć? Ugh, tak czy siak. Nie szukajcie mnie ani nic. Choć wątpię żebyście w ogóle chcieli to robić. Naszyjniki niech wezmą sobie Rin i Moonli.

                                                                                                    Nie pozdrawiam 
                                                                                                 Bezduszny potwór Len

Napisałem a następnie położyłem obok Rozalii. W końcu ona wstaje najwcześniej. Obok na kartce położyłem naszyjniki. Ten z kluczem basowym, oraz ten księżycowy od Moonli. Potem...Po prostu pobiegłem przed siebie. Nie wiem gdzie biegnę, nie wiem po co. Jak najdalej stąd. Żeby nie sprawiać innym problemów.

Rozalia? A może ktoś inny znalazł "liścik"?

Od Moonlight: Kłótnia

No więc... ognisko... Len, Rin, Appa, San, ... I ktoś tam jeszcze... Ale mniejsza... Siedziałam na wprost Lena, wyglądał na złego. Ehem... Zły to on jest na co dzień jak go się budzi... Ale teraz był zły na Rin! No proszę... tyle się wymęczyliśmy by ją uratować... Rodzeństwo? Eh... Wstałam otrzepałam swoje ubranie z piachu. Podeszłam do Len.
-Len?- Zapytałam.
-Czego- Wymruczał, pełen, wściekłości we głosie. Złapałam go za rękę i wywlekłam troszkę dalej od ogniska. - Co ty robisz! Baka wilk!
-Idioto- Powiedziałam jak mógł zapomnieć...- Jestem kotołakiem.
-A no tak- Wstał naburmuszony. Moja wina?
-Choć na chwilę.
-Znowu mnie utopisz?
-No Choć!- Czy do niego na serio nic nie dociera? Poprowadziłam go na polane... w lesie.
-Len... o co chodzi?
-A o co tobie chodzi?
-Pokłóciłeś się z Rin?
-No i co?
-No i to że moglibyście się pogodzić?
-Dlaczego niby?
-Bo tak niedawno ją ratowaliśmy! Bo była samotna, smutna i uwięziona?!
-a właśnie- Len spojrzał się na mnie podejrzliwie- Za co została uwięziona Rin?
-Nie powinno cie to obchodzić- Powiedziałam... Bo co miałam powiedzieć?,, Len twoja siostra wybiła całą zieloną krainę w tym moją rodzinę plus do tego ty zabiłeś mnie ale tego nie pamiętasz bo wraz z planetą umierają wspomnienia. Pogodzisz się z Rin''
-Powinno!- Len zaprotestował... yyy zauważyłam że przez to że jestem kotołakiem... mam wzrost ten sam co Len... Super.
-Len... jeśli ci to powiem znienawidzisz wszystkich w okuł... Siebie też...
-Już nienawidzę więc co za różnica!
-Mnie też nienawidzisz!
-Tak ciebie też nienawidzę! To przez ciebie opętało mnie to dziwne ohydne uczucie zwane miłością!
-Czyli mnie nie kochasz?
-Nie- zawahał się.- Nie.
Uderzyłam go z liścia. I ruszyłam w stronę ognisk.

Len! Wytłumacz się!

piątek, 25 lipca 2014

Od Rozalii: Krępująca sytuacja...

To była najbardziej krępująca sytuacja w moim życiu! Jeszcze brakuje tylko pojawienia się Kaito!
-To ten...-nie dokończył zdania.
Nie wiem czemu i jakim cudem, ale... Pocałowaliśmy się! To był jakiś impuls. Serce waliło mi jak oszalałe. To było krępujące, ale i też... Przyjemne... Nie wiem czy go kocham, ale nie powiem, że nic do niego nie czuję. Miotały mną jak oszalałe różne uczucia. Nie do końca wiedziałam co się stało. Jeszcze nigdy się tak nie czułam. Miałam wrażenie jakby to się już kiedyś zdarzyło... To było znajome uczucie... Tak! TO na pewno się kiedyś zdarzyło! W tym momencie przeleciała mi przed oczami scenka z przed kilku lat. Właśnie! Nie odzyskaliśmy jeszcze wszystkich naszych wspomnień! To musiało być jedno z nich! Na pewno! Kiedy skończyliśmy przez chwilę patrzyliśmy się sobie w oczy, dopóki... Kaito nas nie odwiedził!
-Co tu się dzieje?!
-Nic, nic co powinno Cię interesować! W ogóle, po co tu przyszedłeś?!
-Miałem Ciebie pilnować to, to robię!
-Nie w tym sensie! Prawo zostało zmienione!
-Co nie zmienia faktu, że...!
-Mógłbyś się nie wtrącać w to?!
-Wykonuje rozkaz!
-Czemu chcesz im tego zabraniać?-odezwał się jakiś głos.
-Hę? Kto to...? Hiergo?!
-Tak! To ja!-odpowiedział.
-Czemu z nami rozmawiasz?-spytał mój brat.
-Ponieważ, nie powinieneś im przeszkadzać! Sam się na to godzę! Sam ich tutaj przyprowadziłem!-wołał Hiergo.
-Naprawdę?-spytał Kaito
-Tak! Całe to spotkanie było moim pomysłem!-wołał dalej.
-Czyli ty to zaangażowałeś?-spytałam.
-Tak!-odpowiedział.
-Nie było zmienić prawa zanim spróbowali zabić Jack'a?!-krzyknęłam.
-Nie wnikaj!-odpowiedział.
-Skończmy ten temat, proszę!-krzyknęłam.
-Skoro chcesz!-powiedzieli wszyscy trzej.
-Wracajmy już do obozowiska. Jutro poszukamy do wioski. A! Hiergo!
-Słucham Cię!
-Spróbuj zrobić coś, żeby wszyscy widzieli Jack'a!
-To niemożliwe!-powiedział.
-Trudno!-powiedziałam.
-Jakoś mnie to nie dziwi-powiedział smętnie Jack.
Poszliśmy do naszego obozowiska. Bez słowa położyłam się spać. Usnęłam.

Od Jack'a: Niezręczna chwila...

Siedziałem cicho i przysłuchiwałem się rozmowom innych. W końcu co miałem robić? Patrzyłem czasem ukradkiem to na Rin, to na Len'a. Dalej nic do siebie nie mówili, a jeśli już na siebie spojrzeli posyłali sobie tylko gniewne spojrzenia. Co się podziało między tymi bliźniakami? Zresztą nie ważne. Nic mi do tego. Nie wiedząc co robić poszedłem w las. Słońce powoli zachodziło.
-Ej, Jack-usłyszałem nagle głos. Znajomy głos...Ale nigdzie nie było księżyca! Ptaków też jakoś brak-Patrz w górę-dodał. Spojrzałem tam jak głupi. I oczywiście od razu oślepił mnie blask słońca. Następnie znów uniosłem głowę, tym razem zasłaniając lekko oczy.
-Naprawdę? Teraz się w słońce bawisz?-spytałem.
-Jestem tu w dzień żeby Ci pomóc!-zawołał głosem pełnym triumfu. Pewnie zwróciłbym mu uwagę żeby nie wrzeszczał, ale tylko ja go słyszałem. Cóż...To trochę dziwne, prawda? Niby popadłem w niełaskę bogów, a znam osobiście dwóch i dość nieźle się z nimi dogaduje. A do tego...Niech pomyślę...Dzięki nim żyje!
-A pomóc mianowicie w czym?-zapytałem podejrzliwie. W końcu żadnych problemów raczej nie miałem...
-Jak to w czym!? Pomogę ci znów poderwać Rozalie!-zawołał znów. Zaraz...Że co!? A no i jeszcze jedno...CO!? W dodatku bóg nie powinien zajmować się czymś ważniejszym!? I mówić poważniej!? Co to za bóg ja się pytam!?
-Nie mam pojęcia o czym mówisz-mruknąłem lekko zmieszany.
-Nie udawaj! Dobrze wiem, że ją kochasz. I "troszkę" wam pomogę~!
-Hiergo jak bogów szanuje i odzywam się do nich z szacunkiem to błagam...Ucisz się!
-Pf! Jestem bogiem mogę mówić co chce!-powiedział śmiejąc się. Ja westchnąłem-Dobrze no więc tak-zaczął już poważniej-Zaczyna się ściemniać. Rozalia powinna za  niedługo powinna wrócić z lekcji. Wtedy ją zaprowadzisz na...Jakby Ci to pokazać...O wiem! Rozstawie ci w formie ptaka kamienie i wtedy tam pójdziesz!
-Oryginalne...-mruknąłem sarkastycznie.
-Trochę szacunku! Ja tu próbuje wymyślić randkę doskonałą!
-Tak, tak...A więc?
-Mówię Ci Rozalia zaraz wróci! Wszystko wytłumaczę Ci gdy dojdziecie na miejsce, jasne!?-zapytał. Czy oczekiwał odpowiedzi w stylu: "Tak jasne! Och dziękuje wielki i wspaniały Hiergo, ze tak mi pomagasz!"? No dobra...Nagle zauważyłem otwierający się portal. Z niego wyszła Rozalia! No właśnie idealny moment! A nie...Przecież zaraz za nią wyszedł Kaito. Świetnie...Problem dodany.
-Hej Rozalia-zagadałem. Jej "braciszek" od razu rzucił mi gniewne spojrzenie.
-Hej Jack-odpowiedziała Rozalia uśmiechając się lekko. Chyba zrozumiała, że chce pogadać z nią na osobności bo posłała Kaito gniewne spojrzenie. Co prawda on odszedł od nas jednak...Z nim nigdy nie wiadomo-O co chodzi?-spytała jakby przed chwilą nic się nie stało. I co dalej? Hm...
-W sumie znalazłem takie jedno fajne miejsce. Może się tam przejdziemy?-zapytałem. Czy to wypali?  Wiem jedno. Nienawidzę planów Hiergo!
-Yyy...J-jasne, czemu nie?-odparła także niepewnie pytaniem. Staliśmy chwile w ciszy.
-To ten...Em...Idziemy?-spytałem znów. Ona kiwnęła głową. Ruszyliśmy przed siebie. Hiergo ma szczęście. Co jakiś czas na drodze znajdowały się kamienie. W dodatku wyglądały jakby były tam całkiem "przypadkowo". Całą drogę nic nie mówiliśmy. W końcu doszliśmy na jakiś klif. Było już ciemno i przyznam...Rzeczywiście w świetle księżyca to miejsce wyglądało przepięknie.
-No postarałeś się Hiergo-szepnąłem.
-Mówiłeś coś?-spytała Rozalia.
-Nie, nie, nic-odparłem. Nagle w tym samym czasie spojrzeliśmy w kierunku horyzontu. Było tam morze. Tafla wody mieniła się w świetle księżyca.
-Przepiękne...-wyszeptała Rozalia. Mnie męczyło wciąż jedno...Powinienem ją o to zapytać? Sam nie wiem...Teraz?
-Rozalia-zacząłem.
-Tak?-spytała. Dobra...Jak nie teraz to kiedy?
-Czy ty...No wiesz...Jakby to...-nie umiałem tego z siebie wydusić. W końcu to nie takie łatwe!
-Czy dalej Cię kocham?-dokończyła za mnie Rozalia. Nieco zdziwiony i zmieszany kiwnąłem głową. Ona cicho westchnęła-Nie umiem teraz odpowiedzieć...-dodała.
-Rozumiem...-powiedziałem nieco ciszej. Nagle wiatr przysunął mnie bliżej Rozalii. Nie tym razem to nie był wiatr który mogę kontrolować. To był Hiergo.
-No dalej Jack! Całuj ją! Całuj ją!-zawołał śmiejąc się. Posłałem w stronę księżyca lekko gniewne spojrzenie.
-To ten...-znów zacząłem. Na mojej twarzy zaczęły pojawiać się lekko czerwone rumieńce. Kurcze...

Rozalia dokończysz?

Od Rozalii: Poważnie?

Ciekawy dzień. Spotkaliśmy dzieciaka, który jest wilkiem, którego Len chciał zabić! Jeszcze do pełni szczęścia potrzebuję kolejnego kocura!
-Mniejsza o to co tutaj robisz, idziesz z nami?
-CO?! Ten wilk ma iść z nami?!
-Len... Ty tu nie masz nic do gadania!
-Czemu niby?!
-Koniec tego tematu! Ta dwójka co tam siedzi, niech stamtąd wyjdzie!
-A no właśnie! Wyjdźcie!
Zza krzaków wyszli Rin i... Jakiś kotołak... Czyli miałam rację!
-Rin, widzę, że masz nowego znajomego!
-To jest Gakupo. Gakupo to są Rozalia i Len-przedstawiła nas.
-Miło poznać!
-A mi niezbyt...
-Len... Jak się nie będziesz porządnie zachowywać to znowu Ci przyłożę, ale wtedy mocno!-powiedziałam.
-A to wcześniej nie było mocno?
-Nie. Zajmiemy się tym potem. Teraz wracajmy, bo ten dzień nie ma sensu
-A to po co wracamy?
-Bo chcę tego sensu poszukać, a po drugi muszę znowu iść się uczyć-powiedziałam obojętnie.
-Aha. To "bardzo" wiele wyjaśnia
W końcu po tych bezsensownych rozmowach wróciliśmy do obozowiska. Usiadłam koło Kaito i Jack'a. Wyglądali jakby mieli się zaraz pozabijać. Nie wiem co się działo, kiedy ja poszłam po Len'a.
-Czemu zawsze ty go tu przyprowadzasz?-spytał mnie Jack.
-Bo poza Rin, ja znam go najdłużej. I chyba tylko ja wiem jak mu przemówić do rozumu!-powiedziałam z uśmiechem.
-Mieliśmy iść do tej wioski czy nie?
-Mieliśmy, ale wynikły, "pewne" problemy...
-Idziemy czy nie?
-Musimy poczekać do jutra!
-No to poczekamy i jutro pójdziemy!
-A wy dwaj... Przedstawicie się nam?
-Jasne!

*Godzinę potem*

-Czyli straciłeś pamięć?
-Tak
-Mogłabym spróbować coś z tym zrobić, ale to może sporo zająć...
-Rozalia! Może Biały Królik będzie coś o tym wiedział?-zapytał Kaito.
-Może racja...
Królika miałam przypiętego do pasa pod płaszczem. Wyciągnęłam go.
-To ten królik?
-Tak, a co?
-To pluszak... Skąd może wiedzieć jak przywrócić pamięć?
-Może sam się go spytasz?
-Czuję się obrażony, Rozalio!
-To on mówi?!-trochę się "zdziwił".
-Króliku, wiesz czy jest zaklęcie na przywrócenie pamięci?
-Jest, ale nie masz dość mocy by go użyć...
-Jak to? Przecież udało się uleczyć Moonlight
-Ale to się stało pod wpływem impulsu, a i tak zabrało Ci to dużo siły. Jeszcze nie możesz!
-Ach... Trudno! Spróbuję kiedy indziej!
-Wyjaśnisz mi czemu ten królik mówi?
-Sama nie wiem. Ale nie zostawię go!
-Rozalio, już pora!
-A właśnie! Jeszcze się spóźnię!
-Poczekaj! Wiesz, że idę z tobą!
-No wiem. Chodź!
Otworzyłam portal.
-Widzimy się potem! A jak chcesz wiedzieć więcej to pytaj Rin i Jack'a!
Weszliśmy w portal. Po chwili byliśmy już na miejscu. Poszliśmy do swoich pokoi po odpowiednie książki. Po około 10 minutach byliśmy gotowi. Poszliśmy się spotkać z nauczycielem kultury. Potem zajęliśmy się innymi przedmiotami.

*Po lekcjach*

Kiedy skończyły się lekcje, wróciliśmy do naszego świata.
-Siostrzyczko, jak ty wytrzymujesz tak częste podróże?
-Sama nie wiem...

Ktoś to dokończy?

czwartek, 24 lipca 2014

Od David'a

Schowałem się za tą panią.Co ten pan chce zrobić ? Chyba nie chce mnie zabić.Łzy zaczęły mi lecieć.
-NIE ZABIJAJ MNIE !!!!-krzyknąłem-proszę pani ten zły pan chce mnie zabić-powiedziałem.Łzy mi leciały,smarki mi leciały.
-Nie chce cię zabić.Prawda ?-powiedziała białowłosa pani.
-A chcę-powiedział pan-nienawidzę dzieci,a że jesteś jeszcze wilkiem....
-Nie strasz go to jeszcze dziecko-przerwała pani
On chce mnie zabić.Zaraz umrę.Wziąłem wdech i wyszedłem z kryjówki.Stanąłem przed o wiele większym panem.
- Chciałb-bym p-powiedzieć-ć j-je-d-dno-powiedziałem przez łzy.Padłem na kolana i zacząłem łkać-NIE ZABIJAJ MNIE PROSZĘ !!!!!!-krzyknąłem
-A co z-zamierzacie ze mną zrobić ?-spytałem.Ręce drżały mi jak nigdy.W końcu jestem tu sam jakiś pan chciał mnie zabić.
Pani złapała mnie za głowę.
-Na pewno cię nie zabije-powiedziała-a jak w ogóle się nazywasz ?-spytała
-D-david-odpowiedziałem.
-Chibi-powiedział pan-jesteś kolejną osobą której nienawidzę.Na razie cię nie zabije
Uff.... a jednak zadziałało.Ale dalej się boje w ogóle kim oni są
-N-naprawdę ?-spytałem-a-a jak w-wy się nazywacie ?
-Ja nazywam się Rozalia,a ten to Len.-powiedziała



Sorry że tak krótko ale, ja muszę się przyzwyczaić do postaci xD Rozalia dokończysz ??

Od Gakupo

Obudziłem się na jakiejś polanie z torbą, w której była kronika z zapiskami o smokach i "Kompendium wiedzy smokologicznej". Nie pamiętałem nic, oprócz tego jak się nazywam, ile mam lat i w czym jestem dobry.Nagle zobaczyłem na niebie jakiś punkt, który coraz bardziej opadał, ale... chwila! To był smok! A na jego grzbiecie siedziała jakaś dziewczynka. Gdy już wylądował, od razu do niego podszedłem ale uważałem żeby go nie zdenerwować. Już chciałem wyjąć kompendium, ale przypomniałem sobie o blondynce. Spojrzałem na grzbiet smoka, ale ona już najwyraźniej z niego zsiadła.
-Emmm... Masz ładnego smoka - spróbowałem zacząć rozmowę, ale chyba coś nie wyszło.
-Dzięki...,więc kim jesteś? - zapytała
-Prawdę mówiąc to niewiele pamiętam. Wiem że mam na imię Gakupo, jestem kotołakiem, interesuję się smokami i bardzo dobrze walczę kataną - odpowiedziałem i pokazałem jej katanę - i mam wymazaną pamięć, a przynajmniej tak mi się zdaje....
- Czyli jak większość od nas...
- Nas?
-Tak. Mamy niedaleko obozowisko. Jest tam Rozalia, Jack, Apollosa, Sanktum,  Moonlight i Kaito. A jeszcze jest bezduszny potwór Len, który jest moim bratem. - powiedziała uśmiechając się - Mogę Cię tam zabrać, jeśli chcesz.
Pomyślałem o tym, że będę lecieć na smoku. Oczywiście, że się zgodzę! Ale odpuśćmy teraz moją miłość do smoków. Być może pomogą mi odzyskać pamięć, ale jeśli to się nie uda to będzie... hmm... fajnie?
- Byłbym zaszczycony móc polecieć na...
- Briam
- ... na Briamie i spotkać twoich przyjaciół. I brata. - Dodałem, po czym wsiedliśmy na smoka.


~~Na miejscu~~

Latanie na smoku jest wspaniałe!!! I pomyśleć, że wcześniej tego nie próbowałem. Gdy już postawiłem stopy na ziemi (choć nie chciałem tego robić)  Rin zaczęła mnie przedstawiać innym. Po chwili jednak usłyszałem... chyba, a raczej na pewno kłótnię. Poszedłam za głosami i okazało się, że to jakiś kotołak chce zabić małe dziecko wilka, które chowa się za dziewczyną. Zdawało mi się lub nie ale Rin powiedziała " Znowu to samo..." .


Len? Rozalio? Ktokolwiek?

Od Len'a

I oczywiście Rin gdzieś poleciała na tym obrzydliwym gadzie. No tak! Bo czemu by nie! I że niby czemu miałem ją ratować? To chyba oczywiste! Ugh, po tylu latach rozłąki zapomniałem jaką jest idiotką! Zapomniałem kompletnie o bólu i jak zawsze wkurzony poszedłem do lasu.
-Ble ble, zabijanie jest złe, ble ble, mogłeś mnie nie ratować. Tak ciekawe co by robiła gdybym jej nie uratował! Baka!-mruczałem wkurzony. Kopnąłem wściekły w drzewo. Nienawidzę jej! Wysunąłem pazury i zacząłem drapać w drzewo.
-I co ja robię?-westchnąłem i usiadłem na chwilę. Moje pazury znów się schowały. Poczułem na policzku coś zimnego...Łzy....Nie! Znów zacząłem drapać i kopać w drzewo.
-Baka, baka, baka, baka, baka, baka!-krzyczałem dalej płacząc. Drzewo w końcu runęło na ziemię.
-Len ogarnij się!-wrzasnęła nagle Rozalia która tu przyszła.
-Daj mi spokój baka idiotko! Jesteś tępa, głupia, niemyśląca, psychopatyczną, idiotyczną idiotką! Ty...Ty Baka! I...I głupia i idiotka i nienawidzę Cie! Ty nie zrozumiesz!-odpowiedziałem także krzycząc. Po co w ogóle tu przyszła!?
-Zachowujesz się jak rozpieszczony dzieciak!
-Tak!? No niech pomyślę! Jestem dzieciakiem! Mam 13 lat! Kolejny powód dla którego jesteś głupia! Żeby czegoś takiego nie zakumać! Idiotka, idiotka! Baka~! Baka, idiotka! Głupia głupia i wszystko!-nie mogłem się uspokoić, nawet jeśli bym chciał! Nienawidzę jej! Nienawidzę Rin, Jack'a, Moonli, San'a wszystkich! Wolałbym ich nigdy, ale to nigdy nie spotkać! Rozalia podeszła do mnie bez słowa i po prostu dała mi po twarzy. Zamurowało mnie. Nie wiem czemu...Cóż nie było to lekkie uderzenie. Mój wzrok skierował się przez to w innym kierunku.
-Uspokoiłeś się?-mruknęła. Ja kiwnąłem lekko głową. Nie chciało mi się teraz nic mówić. Nagle coś wyczułem.
-Gdzieś jest wilk-powiedziałem stanowczo. Na mojej twarzy nie było już ani jednej łzy.
-Em...Przepraszam?-usłyszeliśmy nagle jakiś głos. Ja i Roza obróciliśmy się. Przed nami stał jakiś mały chłopiec. Był jakiś dziwny. I na pewno był wilkiem.
-Świetnie coś na nowo musi mnie irytować. Ile ty masz w ogóle lat *chibi?-mruknąłem patrząc na niego z góry.
-No 5...
-Tak jak myślałem. Nienawidzę dzieci...Z zwłaszcza dzieci wilków-powiedziałem a moje pazury wysunęły się.
-Len co ty chcesz zrobić?-spytała Rozalia.
-Zarżnąć go? A co innego? Dawno nikogo nie zabijałem, a jak stwierdziła Rin jestem bezdusznym potworem zabijającym dla zabawy, ble, ble. Ugh....Denerwujące-odpowiedziałem jej. Wystraszony dzieciak podbiegł do Rozy, a następnie schował się za nią.
-Niech go pani powstrzyma~!-zawołał płaczliwie

Rozalia mogę go wreszcie zabić? A może ty dokończysz chibi?

*Chibi-z jap. Maluch, Młody itd.

Od Rin: Kłótnia

Leżałam na grzbiecie Briam'a.Patrzyłam w niebo. Co jakiś czas spadały gwiazdy.Słyszałam że Moonli i Len gdzieś pobiegli.Nagle Briam zaczął warczeć.Wyczuł coś...coś było w Lesie razem z moimi towarzyszami.Zeskoczyłam z jego grzbietu.Smok wstał i popełzła za mną.Doszliśmy do miejsca z którego dochodziły głosy.Jednak nikogo tam nie było.. dotknęłam drzewa..było bardzo przestr.aszone,wręcz płakało.Przeszłam parę kroków dalej.Na ziemi leżał naszyjnik Len'a.Może celowo go upuścił...Podniosłam go i otworzyłam portal.Wrzuciłam tam wisiorek.Zobaczyłam czarny zamek.Wskoczyłam i znalazłam się w bardzo dziwnym miejscu.Wszystko było...szare i czarne.Usłyszałam śmiech jakiego.ś chłopaka.Zobaczyłam go jak stoi obok Moonli ubra...nej w czarną sukienkę.W kącie leżał związany mój brat.Wstałam zobaczyłam że Briam też się teleportował.
-Kim jesteś?-zapytał zdezorientowany chłopak
-Oj na prawdę? Człowiek znika z kartoteki na kilkanaście lat i już go nie pamiętają?Ech...-powiedziałam
-Rin...wyszeptał mój brat.
-Ty jesteś...tą dziewczyną z Lustra...JESTEŚ BOGINIĄ!-krzyknął
-Brawo....Zadziwia mnie a jak krótkim czasie do tego dotarłeś....-odpowiedziałam żartobliwie
-Myślisz że będąc Boginią mnie pokonasz?Widziałem że zniszczyłaś Twory Lustra i osłabiłaś Strażniczkę,ale nie umiesz walczyć!-wysyczał-A JA Nico obdarzony mocami samego Khora jestem silniejszy!
Na sam dźwięk tego imienia poczułam że zesztywniałam.Cofnęłam się o krok i oparłam na Briam'ie.Smok zaczął warczeć.
-Tak wiem...-szepnęłam do niego
Chłopak rzucił się na mnie ale sprawny ruch ogona odrzucił go na ścianę.Wstał i zmienił się w cień.Popełzł do Len'a.Wyciągnął mały czarny sztylet.Obracał go w palcach aż przysunął do mojego brata...
-Z tego co mi wiadomo już widziałaś śmierć wielu osób...jedna dodatkowa chyba nic nie zmieni..-powiedział Nico-A teraz patrz niech strach cię opęta..znów...
Chłopak wbił nóż w żebra Len'a.Krzyknął ..z bólu,a Moonli zaczęła płakać i błagać by przestał.Upadłam na kola.na.To znowu się działo,pełzły do mnie cienie.Chciały abym przestała się opierać....Zamknęłam oczy a gdy je otworzyłam zobaczyłam że całą salę wypełniały pół przezroczyste postacie o zielonych i turkusowych włosach.Mieszkańcy Zielonej Krainy,Świata 03.
-Pamiętasz ich?Oczywiście....-powiedział śmiejąc się
-Nie...-szepnęłam
-Co?
-NIE!-wrzasnęłam-NIE,NIE,NIE,NIE!!. Łzy leciały mi po policzkach.Gdy znów otworzyłam oczy widziałam scenę z boku? Ja klęczałam na podłodze,Moonli płakała,Len dalej się wykrwawiał,a Nico lekko zdziwiony i przestraszony cofał się.Moje ciało wzleciało w powietrze i otworzyłam oczy.Były białe i świeciły.Już raz tak było...Złożyłam dłonie w geście i klasnęłam Nico oberwał falą dźwięku i wylądował na schodach mocno się obijając.Chłopak potarł czoło,a z rany poleciała krew.Przeciwnik oberwał tak kilka razy.Aż w końcu jego własne cienie pociągnęły go w dół.Zobaczyłam tylko niewyraźny kształt.Uwolniłam Moonli i razem z Briam'em przeniosłyśmy Len'a który o dziwo był tylko lekko poobijany ,a nie umierający.Otworzyłam portal i wróciliśmy do obozu.Cały czas milczałam.Gdy reszta opatrzyła Moonlight i Len'a.Ja wraz ze smokiem siedziałam na uboczu dalej nic nie mówiąc.Wtuliłam się w jego szuję i zaczęłam płakać.To ie tak że nie chcę zabijać...
-J-ja...po prostu nie mogę...-wyszeptałam do smoka
-Czego nie możesz?-zapytał mój brat kuśtykając do mnie
-Ja...-szepnęłam ale nie mogłam dokończyć.Nie chciałam nawet z nim o tym rozmawiać tylko Briam zawsze mnie słuchał...
-Chodzi o to że TY ,,nie zabijasz"?-zapytał podejrzliwie
-Mniej więcej...bo on zginął i to ja go zabiłam...-wydukałam
-No i dobrze.Tacy jak on powinni  umierać-odpowiedział-Jeśli ja mógłbym go zabić nie wahałbym się tylko....
-Jak możesz tak mówić?!Żaden człowiek nie powinien umierać...nawet jak jest zły i zabija innych.Nawet źli mogą się zmienić..
-Tacy ludzie się nie zmieniają. Tak właściwie podejrzewam że ty nie ,,Nie zabijasz" tylko NIE CHCESZ!-krzyknął na mnie Len-Wiesz ile ludzi musiałem zabić żeby cię uratować!?
-To mogłeś mnie nie ratować!Nic nie rozumiesz!Nie wiesz dlaczego trzeba było mnie ratować i nie wiesz nic!Jesteś bezdusznym potworem zabijając dla zabawy!-wybuchłam-Jeśli tak bardzo zależy ci na odpowiedzi zapytaj swoją dziewczynę!Może ona ci powie!
Wsiadłam na smoka i odlecieliśmy.Lecieliśmy tak kilka minut aż dostrzegłam na pobliskiej polanie poruszający się punkt.Poprosiłam Briam'a żeby wylądował. Gdy stanęłam na polanie dostrzegłam kotołaka z fioletowymi włosami.

Fioletowy kotołaku? Len?

środa, 23 lipca 2014

Profil Kotołaka Gakupo!























Imię: Gakupo
Płeć: samiec
Rasa: Kotołak
Wiek: 20
Cechy charakteru:Spokojny, czasem wredny, uwielbia zwierzęta (szczególnie smoki), bardzo lubi czytać, nienawidzi dzieci i jeśli wpadnie w "morderczy szał" to potem jego zachowanie nie jest takie jak przed nim chyba że długo nie walczy bardzo długo .
Opis wyglądu: Fioletowe długie włosy spięte w kucyka. Ma na sobie coś w rodzaju kombinezonu, na który narzucony jest "płaszcz"
Rodzina: Nie pamięta
Partner: Brak
Społeczeństwo:
Pozycja:
Historia: Niestety nie pamięta nic, ale wszystko z czasem się wyjaśni.
Znaki:
Umiejętności:
szybkość 2         siła 4
zręczność 2        wytrzymałość 2
spryt 4               głos 2
Charakterystyczne cechy: Zawsze nosi ze sobą nietępiącą się katanę, która staje się coraz silniejsza i "kompendium wiedzy smokologicznej". Fioletowe włosy.  Często ma wachlarz.
Przedmioty:
Inne:
Jako człowiek:















Jako kotołak

Profil Wilka David'a!


Imię: David
Płeć: samiec
Rasa: Wilk
Wiek: 5
Cechy charakteru: Jak każde dziecko boi się prawie wszystkiego. Jest bardzo gadatliwy, ale też płaczliwy.
Opis wyglądu: David jest niskiego wzrostu, ma niebieskie oczy i niebieskie włosy, związane w długi warkocz, sięgający poniżej jego pleców. Zazwyczaj nosi na głowie Turban. Na środku jego czoła zawieszony jest czerwony rubin, który jest połączony z jego turbanem. Zazwyczaj nosi małą kamizelkę koloru niebieskiego, białe bufiaste spodnie arabskie i bandaż owinięty wokół jego klatki piersiowej. Nie posiada obuwia. Zawsze na jego szyji zawieszony jest flet, choć sam nie wie czemu.
Rodzina: Nie pamięta
Partner:  Za młody
 Społeczeństwo:
Znaki: Brak
Umiejętności:
szybkość  4         siła 2
zręczność 3          wytrzymałość 2
spryt  4               głos 1
Charakterystyczne cechy: Długi niebieski warkocz
Przedmioty: Brak
Inne: Jako wilk


Od Moonlight: Ostatnia nadzieja.

Len był taki dzielny. Ale Nico, Nie to że wątpię w zdolności Lena, ale Nico to... czarna magia w ciele wilka... a to wszystko przez strażniczkę....
-Dzieciaku to na nic!- Powiedział Nico i Zatopił się w cień.
-Gdzie uciekasz tchórzu!- Zawołał Len. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu. Zasłonił mi usta ręką i pociągnął w tył. Zdążyłam złapać Lena za rękę, ale Nico był jeszcze silniejszy nawet od mnie i Lena.
-Len!- Zawołałam ostatnim tchem. Lecz Lena nie było już widać, byliśmy gdzieś daleko...
-Po co ci ten żałosny kotołak?- Zapytał z pogardą Nico.
-Sama jestem kotołakiem!
-gdy uwolnię Khora! będziesz moja na własność! I znów będziesz wilkiem!
-Ale ja cie nie kocham puść mnie!
-Wystarczy że ja cie kocham moja księżniczko.
-Len...- Zaczęłam płakać...- Len gdzie jesteś...
Nagle zobaczyłam Wielkiego kota biegnącego koło nas... To Len!
-Jeszcze ci mało?!- Zagrzmiał głos Nica.  Dobra to było głupi ale ugryzłam Nica w plecy.... Wyrywając kawałek jego ciała. On dalej biegł.- ktoś tu pokazuje swoje niezadowolenie!
- Puszczaj mnie!!- To się robi wkurzające! Wtedy Len skoczył na niego, zrzucił mnie z jego pleców a jego drapiąc do kości... Nico był silniejszy... Odepchnął go z całej siły, że Len w Locie zatrzymał się na pobliskim drzewie. Szybko do niego podbiegłam, z formy wielkiego kota, zmienił się z nów w formę pośrednią. Nie wiedziałam dokładnie jak zmienić formę na kotołaka... spróbowałam...  Nagle poczułam się inaczej, byłam bardziej pewna siebie, Rzuciłam się na Nica ale ten złapał mnie za kark i przytrzymał przy ziemi.
-Nie dobra kicia!
-Nie zwracaj się tak do niej!- Len skoczył na jego plecy. Drapał, gryzł nic... Nico zaczoł mnie głaskać... Co było nieprzyjemne....
-Zobaczysz... spodoba ci się mój zamek, durnia przywiążemy do drzewa.
-Nie... nic ci się nie uda!- Zawołałam. Nagle Nico zamroczył mnie. Upadłam na ziemie. Słyszałam tylko niewyraźne pomruki. Szelesty i odgłosy walki.



Przebudziłam  się  w jakimś ogromnym pałacu z obsydianu i marmuru. Byłam ubrana cała na biało, suknia ślubna nie no spoko?! To normalne! Przecież mam tylko 13 lat ! Co za różnica?! We włosach miałam wpięty welon... nagle sukienka i cały mój strój zmienił kolor na czarny.
-Witam śpiącą królewnę!- Usłyszałam głos Nica gdzieś w koncie siedział nieprzytomny Len. Nagle usłyszałam cichy melodyjny głos....
-Rin...- Wyszeptałam, a przed mną pojawił się portal z którego wyskoczył Rin.



Rin! Ratuj! 

Od Len'a: Spotkanie z Nico

Obudziło mnie jakieś szemranie. Ciekawostka-w nocy o wiele łatwiej jest obudzić mnie niż w dzień. Spojrzałem zaspanymi oczami na osobę która nie spała. Gdy otworzyłem szerzej oczy spostrzegłem, że była to Moonli. W końcu byłem kotołakiem łatwo było widzieć mi coś w ciemności.
-Moonli?-zapytałem w sumie nie wiem czemu. Tylko ona ma tak długie, turkusowe włosy.
-T-tak...Nie mogę spać-odparła. W jej głosie czułem niepokój, jednak nie przejąłem się tym zbytnio.
-Jak dzieciak-westchnąłem jednak zacząłem cicho się śmiać. Dopiero wtedy zobaczyłem że próbuje zakryć jedną ręką drugą. Nie dawałem jednak nic po sobie poznać. W końcu tak po prostu by mi nie pokazała o co chodzi, prawda? Podszedłem do niej, a następnie usiadłem obok-Ale wiesz, że przy mnie nie musisz się bać, nie?-zapytałem z uśmiechem. Tak właściwie...Był szczery. Naprawdę nie dałbym nic jej zrobić. Nawet jeśli tego nie okazuje. No co!? Jeszcze pomyślą, że się martwię czy coś...Nawet jeśli to prawda inni nie mogą wiedzieć!
-Tak...-odpowiedziała cicho i niepewnie. Wyglądała jakby w głowie miały niezły mętlik i w ogóle mnie nie słuchała. Nie postrzeżenie chwyciłem jej rękę i przyciągnąłem do siebie.  Zauważyłem na niej filetowego siniaka. Od razu spoważniałem. Popatrzyłem na Moonli.
-Kto ci to zrobił?-spytałem całkiem poważnie. Widać że to nie było zwykłe uderzenie. Nie zrobiłaby sobie tego sama. To musiał zrobić ktoś. Westchnęła cicho i opowiedziała mi swój sen. Pokazała też złote piórko. Zamyśliłem się.
-Są dwie opcje. Pierwsza-Ktoś używa dziwnej magii i wdziera się do twoich snów przez co to co w śnie dzieje się także w rzeczywistości. Druga-Ktoś zrobił to naprawdę jednak przez to, że spałaś wydawało ci się  że śnisz-stwierdziłem-Masz tak właściwie jakiś wrogów?
Siedziała przez chwilę w ciszy.
-Już wiem-wyszeptała po chwili-Nico.
-Że kto?-zapytałem przekrzywiając lekko głowę.
-Mój cóż...Można powiedzieć że brat. Ostatnio gdy go spotkałam wyglądał jakby chciał mnie zabić...No i w ogóle...
-Zaraz! Stop!-przerwałem-Kiedy ostatnio go spotkałaś!?
-Dziś gdy poszłam do tamtego lasu-odparła i wskazała na las z którego dziś południem wybiegała. No tak! A ja głupi tylko żartowałem. Ugh! Wstałem. Od razu poczułem napływ energii. Nikt nie będzie chciał zabić mojej dziew...Znaczy nie. Jeszcze nie jesteśmy oficjalnie parą. Ale...Nikomu nie dam skrzywdzić Moonli! Ruszyłem wściekły w stronę lasu.
-Len-spytała niepewnie Moonlight i pobiegła za mną-Len gdzie ty idziesz!?
Nic nie odpowiedziałem. Dalej szedłem przed siebie.
-Len stój!-wołała co jakiś czas Moonli i dalej szła za mną-I co niby chcesz zrobić!?
-Nie wiem!-odparłem w końcu i kopnąłem zdenerwowany w pień drzewa. Ono lekko zatrzęsło się.
-Ktoś tu jest zdenerwowany-usłyszałem jakiś głos. Męski głos. Jednak na pewno to nie był San, Jack czy też Kaito.
-To był on-powiedziała nagle Moonli jakby sama do siebie. Z cienia wyłoniła się sylwetka jakiegoś wilka. Spojrzałem na niego lekceważąco.
-Wszystko jasne. Wiedziałem, że ktoś kto ma tak okropny głos musi chyba najgorszą rasą. Wilkiem-rzuciłem lekceważąco.
-Ej! Też byłam wilkiem!-powiedziała oburzona Moonli.
-Tak, ale ty to wyjątek-odparłem po czym podszedłem do niej. Jeśli ten Nico czy jak mu tam spróbuje cokolwiek jej zrobić pożałuje.
-Jakie to słodkie. Już umawiasz się z moją podróbką?-zapytał-No tak gorsza podróbką. Kotołak-rzucił gniewnie. Tak Moonli była zdecydowanie wyjątkiem. Wszystkie inne wilki były takie same. Tępe, niemyślące, słabe  niby bestie.
-Podróbką? Śmieszne! Jestem w stu procentach oryginałem! W dodatku idealnym oryginałem!-zaśmiałem się dumnie. Najważniejsze to zachować spokój i być sobą nie?
-Taki pewny siebie? Lepiej żeby nic "przypadkiem" ci się nie stało dzieciaku.
-Mi możesz robić co tylko zechcesz-mówiąc to stanąłem przed Moonli i wysunąłem pazury-Ale od niej trzymaj się z daleka-mruknąłem.

Moonlight co dalej?

Od Moonlight: Nico?

Szliśmy tak chwile... długą chwile... aż w końcu zapadł zmrok.
- Czy wy  wiecie gdzie jest wioska?- krzyknęłam do tych z przodu.
-Taaaaaaaaaaak- usłyszałam głos Rozalii, ale... to brzmiało nie zbyt optymistycznie.
-A  może rozbijemy obóz tutaj a jutro wyruszymy?- Zapytałam. Nagle przygalopowała Appalosa. Zarżała głośno jakby chciała powiedzieć: Mnie to pasi! albo Zaraz zwrócę mój obiad!
-No dobra, rano poszukamy wioski.- powiedziała Rozalia.
Poszłam  po chrust na ognisko. Poszłam sama... Len nawet nie zauważył że poszłam... Chyba.
Zagłębiłam się w Las.
-Moonli...- usłyszałam głos... Nica?! Nagle nietoperz w plątał mi się we włosy gdy go wyjęłam przed mną staną Nico.
-Moonli!!!- krzykną. Zaczęłam powoli się cofać ale przewróciłam się o korzeń drzewa. Podniosłam się szybko i uciekłam. Biegłam i nie patrzyłam się  gdzie biegnę ja... ja... ja się bałam. W końcu dobiegłam do obozowiska. zdyszana upadłam na kolana. Serce waliło mi niczym młot pneumatyczny.
- Moonli, Uciekłaś przed dinozaurem czy Godzillą ?- Zażartował Len. I zaczął się śmiać. Ja zaczęłam by nie dać po sobie poznać że się boje.
- Nie przed pterodaktylem! Dobra- powiedziałam- rozpalajmy to ognisko!
Nagle przygalopowała do nas Appalosa z Sanem. Spojrzeli na stos, chrustu. Appalosa, schyliła swój róg i zapaliła ognisko.
-Appa... jak ty to?- Zapytała się zdziwiona Rozalia.  Appa zamieniła się w człowieka.
- A no jakoś tak... San mnie tego nauczył!
- Dobra... to ja pójdę złowić trochę ryb. Widziałam niedaleko jezioro.- Powiedziałam, Złapałam za rękę Lena- Pójdziesz ze mną.
-A co wampirów się boisz?
-A kto wie?- Uśmiechnęłam się do niego szyderczo- Może i nawet smoków...
-Yyy...- Len zatkało.
-No choć- pociągnęłam go w kierunku Jeziora.

Przy jeziorze

-Wadziłeś jak   łowiłam ryby?- Spytałam- No to jeśli tak, to do dzieła.
-Ale to woda!
-Wiem... Mam nad nią kontrole...
-Jak?
-Nie ważne... Chcesz mieć kolacje? To łów te ryby.- Powiedziałam stanowczo.
-No dobra...- Wyłowił Śledzia.- On gard- Zamachnął się rybą w moją stronę. Ja zdążyłam pochwycić Suma, uderzyłam w policzek Lena.
-No i co teraz!?
- Przegrasz!- Zamachnął się rybą w moją stronę. Zachwiałam się i wpadłam do jeziora.
-Dobra prze... grałam... pomóż mi!- Matko... jako kotołak nie umiem pływać.. Suprise mada ****.
- Moonli.- Len wskoczył do jeziora... Miło! Będę miała z kim umierać! Na ale cóż...
-Moonli.... Ume... umiesz kontrolować wo... wodę!- A no tak... zapomniałam. Jakimś cudem utworzyłam fale  która wyrzuciła nas na brzeg...
-Mam już chyba dosyć tej szmerki rybnej. - Zaśmiałam się.
- Taak...
-Dobra wracajmy.- Zaczęłam wstawać.
-A ryby?
-Zobacz ile fala ich wyrzuciła razem z nami na brzeg!
-No to zabierajmy się.

Przy ognisku.

Wyschłam już po kilku sekundach! Gorzej z Lenem... biedak suszył się pół godziny. Naznosiłam się suchej trawy na moje leże... było nawet spoko... Padłam na tą kopę siana i usnęłam... Lecz w nocy mnie coś obudziło... Wstałam i rozejrzałam się do koła.. Prócz rozżarzonego ogniska zobaczyłam jeszcze małego turkusowego króliczka? Podeszłam bliżej, A królik zamienił się w złotą papuge... smaczną, tłuściutką papugę. Zaczaiłam się i skoczyłam na zwierze. Gdy wstałam z pochwyconą zdobyczą ktoś złapał mnie z rękę i mocno ścisną.
-Już niedługo- Wyszeptał mi do ucha. Wtedy się przebudziłam wystraszona. Na ręce miałam duży fioletowy siniak od zbyt mocnego ściśnięcia zaś w dłoni złote piórko.

- Moonli?- Usłyszałam głos Lena.




Len Dokończysz?

Nowy profil kotołaczki Moonlight


Imię: Moonlight
Płeć: samica
Rasa: kotołak
Wiek: 13 lat ludzkich
Cechy charakteru: Pewna siebie,  Żartowniś, Lubi drażnić innych, życzliwa... dla niektórych, pomocna, niekiedy miła, pogodna
Opis wyglądu:
-Kotołak
Wielka Pantera z błękitno-turkusowymi oczami i połyskującą na turkus sierścią.
-Człowiek
Trzynastoletnia dziewczyna Z turkusowymi włosami związanym w dwie długie kity,  rozpuszczone  Piękne morskie oczy w których można zapaść w głęboką melancholie, brzoskwiniowe delikatne usta i zazwyczaj jeansowe spodnie i bluzka na ramiączka.
Rodzina:  Kto wie? Na pewno nie zna...
Partner: Nie wie jak jeszcze zareaguje Len...
Społeczeństwo:
Pozycja:
Historia: Bardzo długa..
Znaki: Turkusowe długie włosy i znak odwagi.
Umiejętności:
szybkość     14     siła 13
zręczność   12       wytrzymałość 13
spryt      16          głos 11
Charakterystyczne cechy: Turkusowe włosy.
Przedmioty: naszyjnik z kamienia księżycowego ze światu 03 i znak odwagi.
Inne: Potrafi narzucać wole wodzie zamieniać się w nią panować nad lodem tworzyć lud rób robić wieczną zimę oraz tworzyć  zbiorniki wodne.
Właściciel: Paula02
Jako człowiek:






W pośredniej formie:






Jako kotołak:


wtorek, 22 lipca 2014

Od Len'a

Byłem zdziwiony...Po prostu zaniemówiłem. Zresztą co się dziwić!? Najpierw mówi że mnie nie kocha, wpada do jakiegoś portalu, a nagle powraca i sądzi że mnie kocha!? A no i jeszcze jedno...Jest kotołakiem! Jak to w ogóle możliwe!?
-Naprawdę?-spytałem tylko cicho. Nie pojmowałem tego wszystkiego. W jednej chwili idę, w drugiej wpadam na Moonli. Ona nic nie odpowiedziała tylko wtuliła się we mnie mocniej. W tej sytuacji czułem się naprawdę dziwnie. Zwłaszcza przez mój wzrost...Nie mogę mieć choć trochę centymetrów więcej!?
-Moonli nie płacz...-powiedziałem i położyłem swoją rękę lekko na jej głowę. Wtedy usłyszeliśmy kroki.
-Len wiesz już gdzie jest ta...-zaczęła wołać Rozalia jednak szybko skończyła widząc mnie i Moonli. Zgaduje że chciała zapytać o wioskę. "Troszkę" zabłądziliśmy. Moonli ode mnie odeszła i otarła łzy.
-Cześć wam-powiedziała trochę zmieszana. Ja odwróciłem twarz. Na mojej twarzy znów było widać dwa czerwone rumieńce. Wszyscy patrzyli na nas zdziwieni.
-Nie macie się na co gapić!? Mieliśmy szukać wioski!-powiedziałem nadymając buzie. Widziałem, że Rin i Rozalia zaczęły się śmiać.
-Ruszasz na podryw co?-zażartował Jack podlatując do mnie i uśmiechając się.
-Ja przynajmniej nie zarywam do księżniczki-odwzajemniłem uśmiech.
-Uspokójcie się-przerwała Rozalia. Pewnie powiedziała to aby Kaito się nie wtrącił. I dobrze. Wkurzał mnie ten niby wyniosły i szlachetny książulek.
-Moonli...Od zawsze byłaś kotołakiem?-zauważyła Appalosa.
-A no właśnie...-dodała Rozalia.
-Długa historia-westchnęła Moonlight. Dalej nic nie mówiąc postanowiliśmy szukać wioski. Cóż...Jakby nie patrzeć niby nienawidzę całego tego towarzystwa, ale...Bez nich byłoby nudno. Kto by pomyślał, że choć trochę ich polubię? Podbiegłem do Moonli która była bardziej z tyłu.
-To ten...To jak między z nami w związku z wiesz...-zacząłem. Ugh, takie rozmowy są niezręczne! Nienawidzę takich rozmów!
-No nie wiem...-odparła. Szliśmy przez chwilę w ciszy. Złapałem ją lekko za rękę. Nie wyrwała się ani nic.
-Tylko nie myśl, że nie będę złośliwy-powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem.
-Spokojnie ja też nie odpuszczę!-odparła. Następnie zaczęliśmy się razem śmiać.

Dobra ktoś dokończy?

Od Moonlight: Pustka...

-Siostra?- Zapytałam speszona... Gdyż miałam siostrę... w świecie zero trzy.
-Nie... Strażniczka...- odpowiedział pochmurny głos.
-Gdzie jesteś?- zapytałam. Obejrzała się niepewnie. I wtedy zobaczyłam jej oczy.

Nagle się obudziłam.
Leżałam przy ognisku. Byłam sama... samiutka. Jak na klifie. Usiadła smutna przy tlącym się ognisku. Dotknęłam mojej głowy. Wilcze uszy... WILCZE USZY!!!! Rozszlochałam się na dobre. Kocham Lena... Ale bardziej będzie go boleć to że, ja jestem wilkiem a on Kotołakiem niż to że, nie... przecież tylko ja czuje do niego to co ludzie nazywają miłością. Jestem wilkiem a on jest kotołakiem... rasy które walczą ze sobą od wieków. Co mam zrobić?! Wstałam powoli... Cała się trzęsłam. Łzy spadały na ziemie... coraz częściej. Pobiegłam przed siebie. Serce kruszyło mi się z sekundy na sekundę. Znalazłam się przy jakimś jeziorze.

***

Jeśli bym powiedziała że go kocham. Za wszelką cenę... Próbowali by nas rozdzielić. Najpewniej... Przez to, że zignorowała bym tę odwieczną zasadę, doprowadzilibyśmy świat 02 do całkowitego zniszczenia... Rozpętalibyśmy wojnę. Narazilibyśmy całe istnienie na wymarcie... i to przez to że ja jestem wilkiem. Przez to! Przez moje wilcze pochodzenie... Ale teraz to nie ważne... w końcu moja esencja otworzyła portal... do świata 03. Musze odnaleźć to czego szukam... Wylądowałam w jakimś lesie? Przecież... świat 03 jest zniszczony. Wstałam otrzepałam pył ze swojej... sukienki?! Pobiegłam do jakiegoś jeziora.. o dziwo jezioro miało tafle niczym lustro. Przeraziłam się gdy zobaczyłam swoje odbicie...


Niezwykłe... portal aż tak mnie zmienił?
Niestety, pustki w moim sercu nie zmienił... Nagle stanęła dziewczynka.




-Witaj!- powiedziała uśmiechając się.- Ja jestem Marina! A to mój lodowy smoczek! Nazywa się Arawia! A ty kim jesteś?
-Ja jestem...- głos mi zadrżał- Moonli. Wiesz może czy są tu jacyś bogowie? A i jeszcze... jestem wilkiem.
-Acha... ja jestem Pandaminkom, planeta nazywa się Pandemina. W skrócie świat 03! A ty z jakiej planety jesteś?
-Ja?- Spytałam nie pewnie... Właśnie! Z jakiej ja planety pochodzę!- Chyba też świat 03, Moi rodzice byli wilkami.
-Tymi pierwszymi!- Zobaczyłam w jej oku błysk miała osiem lat? Siedem?- Z Zielonej krainy!
-Taaa...- nie wiedziałam tak dokładnie..-aak
-Jej!! Musze cie pokazać innym!!- Chwyciła mnie za rękę.
-Jakim innym?- Zapytałam... gdzie ona mnie prowadzi?
- Nooo...- zaczęła wyliczać na palcach- wielu osobą i bogini!
-Jakiej to bogini?- Zapytałam.
-Noo... Nashi'że.
-Tej bogini kotołaków!?
-Tak... mówiła coś o ostatniej dziewczynie zielonej krainy.
-No to chodźmy!!!

Na miejscu


Byliśmy na jakiejś polanie... Wokół tej polany rósł Las a konary drzew splatały się tworząc taki jakby dach. Na tronie z róż siedziała bogini Nashira. U kleknęłam przed nią.
-Powstań wilku!- powiedziała.
-Tak pani- opowiedziałam.
-Widzę, że bogowie i bóstwa cie niezwykle lubią... znak odwagi... co jeszcze? Powiem ci co jeszcze!- powiedziała głośniej.- Mianowicie, rada bóstw i bogów, pozwala ci... wybrać jeden dar... który sama musisz wymyślić. Niektórzy z bogów poznali twoje sekrety... twoje uczucia...   i pewni co wybierzesz przysłali cię do mnie.- Przypomniał mi się niebieskooki bóg.- Ale, że dodatkowo jesteś jedyną z zielonej krainy, masz w sobie niezwykłą moc... pokonałaś strażniczkę!  I jej sługów, i byłaś gotowa na największe poświęcenie jakie wilk lub jakakolwiek inna istota nigdy by nie podjęła... zdobyłaś i moje zaufanie. A więc Wybierz dar... i pytaj o co tylko zechcesz.
-Jeśli to nie było by kłopotem- Moje serce zabiło, stałam się niezwykle szczęśliwa. Znalazłam się tu tylko po wiedzę... a dostałam to- Chce zostać kotołakiem!
-Jesteś pewna?- bogini uśmiechnęła się serdecznie.
-Tak, Pani jestem pewna.
-A więc niech będzie! Staniesz się kotołakiem!- Nagle zerwała jeden kwiat ze swojego tronu który zmienił się w kielich w którym ukazał się turkusowy pył... Podeszła do mnie powoli. Uklęknęłam na jedno kolano. Bogini zaczęła coś bełkotać i wysypywać na mnie cały proch, Nagle poczułam na swojej głowie śliczne kocie uszka. Zaś z tyłu ogon godny prawdziwego kotołaka. Nashira odeszła, i usiadła na swoim tronie.- A teraz pytaj!
-Co się stało z tą planetą? Pani..
-Wybuchła wojna... Khor próbował się wydostać więc za władał po kolei ciałami... Wypadło na Rin... Ale po wojnie która zniszczyła wszystko... Khor odpuścił sobie... Wszystko spłonęło planeta ta by wymarła gdyby nie bogowie... którzy próbujący utrzymać ją przy, życiu znaleźli prawdziwy skarb... klejnot miłości... zagrzebali go gdzieś tu. A planetę przywrócili do życia... teraz... bogowie, żyją tu... niekiedy odchodzą do różnych światów ale nie na długo. Jak widzisz... życie toczy się tu dalej... i niech tak zostanie.
- A moja rodzina?
-Eh... twoja rodzin... Powiem ci jedno... twój ojciec był pierwszym wilkiem który, urodził się na tej planecie, Matka zaś uciekła ze świata 02. I tak połączył ich los...
-Dziękuje! Dziękuje pani, że tyle mi powiedziałaś... chce się tylko spytać... czy mogła by pani mi otworzyć portal do świata 02?
-Oczywiście.- bogini machnęła ręką i przed mną ukazał się portal. wskoczyłam od razu do niego. Pojawiłam się w dziwnej sytuacji. Wpadłam na Lena... pojawiłam się tuż przed nim, chyba szedł?
-Moonli?!
- Przepraszam cie Len!- Zaczęłam płakać.- Nie chciałam doprowadzić do wojny! Ale teraz jestem kotołakiem!
-Jak?!
-Nie ważne...- Przytuliłam go mocno.
-Moonli...- Powiedział...
-Kocham cię- wyszeptałam mu na ucho.


Len?









Od Rozalii: Dzień bez sensu!

Wróciliśmy do świata zero dwa. Kaito został wysłany, żeby dopilnować nas. Innymi słowy pilnować byśmy nie posunęli się za daleko. Oprócz tego, muszę codziennie wracać do świata zero, aby się uczyć. Nie mam wyboru, jeśli chcę tutaj bywać. Koniec, końców, jednak będę musiała tam wrócić i zostać królową. Wtedy wprowadzę się na stałe do mojego świata, ale... Teraz Jack jest "Innym"! Będzie mógł mieszkać tam ze mną. To nie jest takie złe. Chyba nie muszę się martwić. Wracając do tego co się działo, Moonlight zniknęła.
Len gdzieś pobiegł. Rin za nim. Zostaliśmy ja, Kaito, Jack i te jednorożce. Nie rozumiem ich. Zamiast szukać Moonlight, zaczęli biegać bez sensu. Nas nie było.
-Swoją drogą, Kaito, To Appalosa, a to Sanktum
-Miło mi poznać-złożył lekki ukłon.
-Musisz się nauczyć zachowywać jak inni! Jesteś przesadnie książęcy!
-Ależ siostrzyczko to jest mój obowiązek! Zresztą ty też mogłabyś się nauczyć paru dobrych manier-powiedział odwracając wzrok i ściszając głos.
-Co?! Co żeś powiedział?!
-Ależ nic, tylko...
-Wytłumacz się!
-Tego...
-Jak przez Ciebie zacznę gadać tym bełkotem to się ostro zdenerwuję i ty mi za to odpowiesz!
-Spokojnie, nie unoś się siostrzyczko!
-Nie ważne! Lepiej poszukajmy tej świętej trójcy!
-Eee... To wy się znacie?
-Tak!
-Skąd ty go znasz?
-No... Raczej trudno, żebym własnego brata nie znała!
-To ty masz brata?!
-Tak... A Kaito! Mów normalnie!
-Mówię tak jak mnie uczono!
-Ale jesteśmy w świecie ludzi! Tutaj uznają Cię za nie normalnego!
-Tak uważasz?
-Raczej, że tak. Mieszkam tu już dwa lata!
-Bo uciekłaś z domu!
-Bo się na was niesamowicie wkurzono!
Chyba, gdyby nie nasze wychowanie to byśmy się pozabijali tam na miejscu. Po dobrej godzinie tej bezsensownej kłótni, Kaito odpuścił.
-Siostrzyczko, muszę Ci przyznać jedno, skaczesz jak królik, ale upór to masz osła!
-Przecież wiem-powiedziałam poprawiając włosy.
-Z tobą nie opłaca mi się walczyć...
-Wróćmy do tematu, dajemy sobie spokój z tą trójką i idziemy do jakiejś wioski lub miasta?
-Nie wiem...-odpowiedź Kaito.
-Może-odpowiedź Appalosy.
-Zobaczy się-odpowiedź Sanktum'a.
-Nie mam pojęcia, a ty co sądzisz?
-W sumie... Ta trójka jest nie do zabicia! Chyba jak ich zostawimy to nic się nie stanie!
-A to nie twój przyjaciel?
-Tak, ale nie mieszamy się w swoje problemy sercowe!

*30 minut potem*

Wpadliśmy na Len'a i Rin. Len był załamany. Chyba wiem co się mogło stać.
-Co się-zaczął Sanktum, a ja zatkałam mu usta.
-Jeśli chcesz żyć, to się zamknij!-wzięłam rękę z jego ust.
-Skąd te twoje domysły?-spytał Kaito.
-Znam Len'a prawie jak własną kieszeń, więc...
-Mhm...
-Tak czy inaczej, idziecie z nami do wioski? Moonlight zajmiemy się potem...
-Jakbyś wiedziała o co chodzi?!
-Kaito, odsuń się-powiedziałam.-Złamała Ci serce, prawda?
On wysunął pazury i mnie zaatakował. Ta walka nie miała sensu.
-Ktoś rozumie o co im chodzi?-spytał Kaito.
-Chyba o to, że Rozalia uderzyła w czuły punkt...
-Pewnie tak...
Słyszałam ich rozmowę. Mieli rację.
-A jak myślisz, czemu kazałam Ci się odsunąć, co? Kaito?
-Czyli o to Ci chodziło!
-Len, ta walka nie ma sensu!
Nie był łaskaw odpowiedzieć. W końcu udało mi się go przydusić do ziemi. Kiedy to zrobiłam, uspokoił się. Wzięłam kosę od jego gardła.
-Dobra chodźmy do tej wioski zanim Len'owi znowu odbije!


Ktoś to dokończy?