poniedziałek, 7 lipca 2014

Od Len'a: Historia

Obudziłem się. Pierwszą dziwną rzeczą było to, iż czułem że nie śpię na gałęzi. Drugą dziwną rzeczą było to, że...Czułem na sobie jakiś ciężar. Otwarłem leniwie oczy. Spuściłem nieco wzrok...Niebieskie włosy...Niebieskie włosy...Moonli!? Czy ona postanowiła zrobić ze mnie poduszkę? Choć to było dość miłe...O czym ja myślę? Trudno mi się w tym wszystkim połapać mając wspomnienia wszystkich osobowości...Nie jestem pewny kim sam jestem, więc jak mam być pewien swoich uczuć
? Ugh...Koniec. Jestem po prostu...Len'em. Czyli sobą. Szturchnąłem lekko Moonli.
-Hej, śpiąca królewno wstawaj-powiedziałem. Ona otworzyła oczy.
-Co?-zapytała tak jakby samą siebie dość sennie.
-Ekhem, tak jakoś mnie przygniatasz wiesz?-zapytałem mimo wszystko z śmiechem. Ona szybko się ode mnie odsunęła.
-Sory...-powiedziała krótko i ziewnęła.
-Nic się nie stało. Trzeba wracać do reszty i w dalszą podróż-stwierdziłem. Rin mnie potrzebuje. Ja to wiem! Nikt inny jej przecież nie uratuje, a ja...Ja chcę tylko móc ją zobaczyć. Tyle mi wystarczy.
-Mhm...To chodźmy-powiedziała i zeszliśmy z drzewa. Gdy byliśmy już na ziemi Moonlight nieco się zachwiała.
-Wszystko dobrze?-spytałem-Nie żebym się o Ciebie martwił-dodałem szybko przewracając oczami. Jeszcze sobie pomyśli, że jest niewiadomo kim!
-Tak, po prostu jestem śpiąca-odparła. Ja więc tylko kiwnąłem głowa i ruszyliśmy do reszty. O czymś rozmawiali.
-Towarzystwo! Ruszamy dalej, a nie się obijacie!-krzyknąłem.
-Len czy to nie ty i Moonli spaliście najdłużej?-spytał Jack.
-Cicho. Dlatego właśnie od razu ruszamy-powiedziałem oschle. Może i powinienem być milszy, racja. Ale teraz nie na to czas! Moja bliźniaczka ma kłopoty!
-Len tak właściwie...Masz wspomnienia dotyczące dzieciństwa?-spytała Rozalia.
-No tak-odparłem krótko.
-To może opowiesz co się stało?-powiedziała Appalosa. Ja westchnąłem i usiadłem koło nich.
-Od czego zacząć...-zastanowiłem się-Więc żyliśmy razem z Rin w wiosce dla ludzi. TYLKO dla ludzi. Jednak nasza matka była pół-boginią, pół-kotołaczką, a ojciec człowiekiem, do tego strażnikiem wioski. Mimo tego ją pokochał i tak dalej. Ugh, nie rozumiem tego, ale cóż...Była kotołakiem! A kotołaki to ideały, nie? Kontynuując. Urodziliśmy się ja i Rin. Na początku wyglądaliśmy jak normalne dzieci i wszystko było dobrze. Jednak gdy mieliśmy około 5 lat zaczęły się pojawiać u nas uszy i inne takie rzeczy. Jak się okazało ja byłem kotołakiem, a Rin tak jak matka pół-kotołakiem, pół-boginią. Wtedy do naszego domu wparowali strażnicy. My uciekliśmy. Rodziców prawdopodobnie zabito. Cóż nie ważne. Ja i Rin żyliśmy sami w lesie chyba jakiś rok. Potem jednak ją porwano. Wtedy jeszcze wszystko pamiętałem. Postanowiłem jej szukać. Po drodze natknąłem się na naszyjnik. Wyglądał jak jeden który nosiła Rin. Zawsze nosiła naszyjnik z kluczem wiolinowym i basowym. Wtedy postanowiłem że muszę ją znaleźć. Choćby nie wiem co. Potem jednak pojawiły się osobowości. Wtedy też straciłem pamięć i co...No i wpadłem na Róże. W sumie tyle-skończyłem. Wszyscy patrzyli na mnie zdziwieni-To ten...Roza czemu tak właściwie znałaś ten "Toran" czy jakoś tak?-spytałem żeby zmienić temat. Lubię być w centrum uwagi, ale nie chcę żeby pomyśleli że jestem jakoś bardzo...Hm...Tak na serio miękki? Coś takiego...
-Inni kiedyś używali tego języku. Nie funkcjonuje on dopiero od...Jakiś 7 lat?-odparła.
-Serio?-spytałem.
-Serio?-powtórzył po mnie Jack. Rozalia popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
-Rozumiem, że Len tego nie wie, ale ty Jack jesteś starszy ode mnie...Powinieneś w takim razie tym bardziej znać toran-stwierdziła Rozalia.
-Może tak, może nie...Jakby nie patrzeć straciłem wspomnienia-powiedział wzruszając ramionami. Nie wierze, coś mnie z tym palantem łączy! Ale teraz to nieważne. Spojrzałem na Moonli. Leżała nieprzytomna na ziemi!
-Ej nie chcę przerywać, ani nic, ale...-powiedziałem wskazując na nią. Wszyscy od razu do niej podbiegli.

Ktoś wie co się stało?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz