O matko! Mogli by sę dać siana! Ojeju! To przez przypadek! Ojej Jaka ze mnie niezdara! Czy wszyscy muszą być tak mili i spokojnie nastawieni?! Eh! Najwyraźniej tak. Poszłam dalej śledzić tą piękną słodką do obrzydlistwa parę. Nic nowego. Poszli do ogniska. Wszyscy głodni! Eh! Słodko! No nic! Niedaleko widziałam rzekę. Pobiegłam w tam tym kierunku. Usiadłam przy rzece i zaczęłam łowić ryby. Tak łapałam je w ręce i wyrzucałam na brzeg. Złowiłam piętnaście sztuk a zostało dziesięć.
-Len jeśli jesteś głodny to po prostu usiądź koło mnie i się poczęstuj- powiedziałam na głos. Nagle z krzaków wyłonił się Len.
-Yyy... sory?- Powiedział podchodząc do mnie.
-Spoko. Siadaj.- odpowiedziałam nadal łowiąc te oślizgłe ale smaczne zwierzęta. Len usiadł koło mnie. Nie byłam nim zbyt przejęta. A po cóż mi było się do niego odzywać.
-Ładny wieczór co?- Zapytał
-Daruj sobie!- Odpowiedziałam- I tak ci nie wychodzi bycie miłym
-Tak.- Len westchnął. Nagle pojawiła się zorza, była taka wyraźna i piękna. Wprost nie mogłam od niej oderwać wzroku. Moje serce zwolniło. Przypomniałam sobie coś co zdarzyło mi się w wiosce.
- Wiesz co Len- Zapytałam.
-Co?
- Mogę ci coś powiedzieć ale proszę nie mów tego nikomu.
-Zobaczy się- Uśmiechnął się. Ja za to szturchnęłam go w ramie.
- Wiesz jestem odporna na ciosy.
-Co?!- zapytał z niedowierzaniem w glosie
- Pamiętasz tą wioskę?
-Taaak
-No bo tam spotkałam starca- rozpoczęłam swą historię- on był magiem. Mówił że obserwował mnie i stwierdził, że należy mi się nagroda.
-To tobie nagroda- Napuszył się.
-Tak Ideale ale mi nie przerywaj- Wbiłam swój wzrok w zorzę- Powiedział, że może mnie obdarzyć darem odporności na ciosy ale za swoją cenę. Jeśli się zakocham stracę ten dar. I muszę mieć jeden słaby punkt.
-No i co?- Zapytał nie dbale.
-No i moim słabym punktem są włosy.
-Mhm... zaraz co?!- Zapytał z nie dowierzaniem- Włosy?!
-Mhm... Jeśli ktoś wyrwie mi przynajmniej jeden mały włosek to będzie mnie to boleć niczym złamanie ręki.
-Taaaa... No to już po tobie.- Wstał, ja też tyle że ja zaczęłam uciekać a on mnir gonić. Wlazłam na drzewo. Eh... on przecie kotołak. weszłam na sam wierzchołek. To było piękne! Zorza I księżyc tonący w rzece, Niedaleko ognisko. Lenowi też zabrało dech w piersiach. Nagle gałąź Lena złamała się. Złapałam go za rękę ale długo tak nie wytrzymam! Nagle moja gałąź też się złamała. Zawisłam na jednej ręce.
-Rozbujaj mnie!- Krzyknął Len. Chyba wiem o co mu chodziło. Zaczął się huśtać aż w końcu puścił moją dłoń i skoczył na inne drzewo. Zrobiłam bym to samo gdyby nie to, że moja gałąź się złamała. Spadłam na niższą. Szczęście! Zeszłam po woli. Len już był na dole. Zabraliśmy złowione ryby. Wszyscy już spali. Przyszedł mi do głowy niezły pomysł. Mrugnełam do Lena. Najpewniej zrozumiał bo zrobił to samo co ja. On podszedł do Appalosy a ja do Rozalii już chciałam przyłożyć jej do policzka oślizgłego dorsza kiedy nagle poczułam piekielny bul. Obejrzałam się za siebie. Stał tam Jack z Długim kosmykiem moich włosów. Podeszłam do niego i natychmiastowo upadłam na ziemie. Mięśnie zrobiły mi się sztywne. Powieki ciężkie, a oddech płytki.
-Moonli!!- Usłyszałam krzyk Lena.
Potem już nic nie słyszałam, nie czułam nic.
Rankiem
O dziwo się obudziłam. Byłam na drzewie. W jakimś gnieździe, ogromnym gnieździe!? Nie to było coś w stylu hamaku. Podciągnęłam się i usiadłam. Niedaleko zobaczyłam Lena. Spał na jakiejś gałęzi przytulony do drzewa. Wyglądał tak słod... Nie! Moonli! Opanuj się! Nagle usłyszałam głosy z dołu. Wszyscy się darli.
-LEN! MOONLI!!- Wołali na przemian. Zeszłam ospale z drzew.
-Opanujcie się! Len śpi! Zresztą ja też spałam!- Wszyscy do mnie podbiegli, uradowani i szczęśliwi. Ja za to wdrapałam się na drzewo, wtuliłam się w mój hamak i chciałam dalej spać, ale przypomniała mi się wizja O zamku o północy i wogulę. Wdrapałam się na gałąź gdzie spał Len.
-Wstawaj, trzeba iść pomóc twojej bliźniczce.- Szturchnęłam go.Nic go nie ruszyło . Ech sama jeszcze z godzinę bym spała. Zdjęłam go z tej gałęzi- Co naserio było trudne!- I zrzuciłam na hamak. Sama usiadłam na jego brzegu. Było naprawdę za wcześnie! Za Wcześnie!! Położyłam głowę na piersi Lena już miałam zamknąć oczy kiedy ni z tąd ni z owond usłyszałam Appalosę, próbującą weść na drzewo.
-Moonli!- Zawołała. Sięgnęłam po szyszkę. I rzuciłam w Appalosę.
-Cicho koniu idę spać. -I usnęłam.
Len Obudź mnie... O ile ty nie zaśpij
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz