piątek, 4 lipca 2014

Od Moonlight (CD Hirtorii Lena): Melodia

Rozalia zaczęła opowiadać Lenowi to co się zdarzyło. Za to mi podświadomość dała dziwny obraz czarnej wieży z zwierciadłem na jej końcu. Co to miało znaczyć? Nagle coś przez mnie przemówiło.
-Z zorzą na północ wędrujcie do zamku, krzyków melodia, panna uwięziona w magiczny zwierciadle, spryt i odwaga zdołają ją wydostać.
-Moonli c... co ty mówisz?- Spytał koń z rolką papieru toaletowego na głowie.
- Sama nie wiem... - O co chodziło?! Zaraziłam się od Len czy coś?- Len chyba to zrozumie
-Ja?!- spytał.
-Patrzcie zorza!- Pokazała Appalosa.
-Len- spojrzałam na niego,- Chyba jesteśmy blisko północy?
-Na 3/4 dni wędrówki mi to wygląda- Powiedziała Rozalia... A ja starym zwyczajem zemdlałam.

~~~

Obudziłam się w świetle ogniska, było późno. Usłyszałam śmiechy i wesołe rozmowy. To takie słodkie że aż mi się chce rzygać! Wstałam i poszłam w stronę jakiegoś drzewa.
-Gdzie idziesz?- Spytała Appalosa
-Pod drzewo.
-Aha...- zawahała się- to cześć.
Ruszyłam jak najdalej się dało. Usiadłam pod losowym drzewem, wyjęłam mój scyzoryk i złapałam za jakąś gałąź i zaczęłam strugać kota. Nie wiem dlaczego kota ale cóż. Nagle koło mnie usiadł Len. Ni z tond ni zowąd..
-Nudzisz się- spytał- nie że mi na czymś zależy ale ja się nudzę.
-Ja też...
-Niema kogo pognębić- odpowiedzieliśmy razem. Zerwałam się na nogi i  spojrzałam na Lena.
-Yyy czy ja się z tobą zgodziłam?!- Zapytałam.
-Tak... chyba- wzruszył ramionami. Usłyszeliśmy nagle śmiech. To był śmiech Rozalii. wlazłam na drzewo pod którym rozmawiała z Jack'iem.  Usiadłam na gałęzi. Len wdrapał się za mną.  Uśmiechnęłam się do niego. Chyba mnie zrozumiał. Zwiesiłam się z gałęzi do góry nogami, Len zrobił to samo.
-Co tam zakochani?- Wypaliłam a tuż po mnie Len.
-Zakochana Para!- Wrzasnął Len. Zwialiśmy na sam wierzchołek. Byliśmy chyba w lesie bo było dużo drzew. Len skoczył na pobliskie zrobiłam to samo ale poślizgnęłam się. Len mnie złapał. W końcu zobaczyłam drzewo z gęstą koroną.
-Tam!- Krzyknęłam. Skoczyliśmy w tym samym czasie. Spojrzałam pod nogi Rozalia dalej nas szukała.   W końcu oddaliła się na tyle by móc wybuchnąć śmiechem.


30 minutach śmiechu
-Nie wiedziałem że umiesz skakać po drzewach.
- Heh.. Mam swoje dobre strony Ideale- zacznę go przezywać ideał!
-Hmm... jak my teraz wrócimy?-Spytał- Rozalia wściekła!
-Jack też...- zamyśliłam się.- Mamy problem.
-Najwyżej ich pozarzynamy!
-Dobra ale to jeśli jutro- chociaż opcja zarzynania fajniejsza-  nie odpuszczą.
-Czyli noc spędzamy tu?
-Tak... eh...- Przytaknęłam
-Dla kota to żadne wyzwanie! Pf!
-Mhm... senna się robię...
-Ta późno jest.- przytaknął
-Wiesz? Dlaczego tylko przy mnie nie zmieniają ci się osobowości?
-Sam nie wiem- Ziewnął- patrz zorza!
-Tak...- spojrzałam na piękne światła- Wiesz... tak naprawdę zostało nam chyba jeszcze z tydzień wędrówki.
-Mhm...- Przytaknął.- Oparłam głowę na jego ramieniu. Nie wiem dlaczego! Byłam po prostu śpiąca! On oparł głowę o moją i usnęliśmy.


Len? schodzimy rano z tego krzaka ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz