piątek, 11 lipca 2014

Od Sana (Cd Rozali)Krew rozlana i w ziemię wdeptana

,,Kobiety-myślałem po raz kolejny ukrywając się w krzakach-co za dziwne stworzenia''
Prawda była taka ,że za każdym razem kiedy znalazłem się w towarzystwie jakiej kolwiek dziewczyny odbierało mi rozum ,zaczynałem się jąkać a moje wypowiedzi stawały się głupie i nie składne.
Czy tak wygląda miłość?Mam nadzieje ,że nie bo jeśli tak to ja tego bezsęsownego uczucia nie potrzebuje. Właściwie nie wiem czemu ciągle lezę za tą grupą niezrównowarzonych psychicznie........
Moje rozważania przerwało drzewo z którym się zderzyłem.Upadłem na trawę przeklinając w myślach swoją głupotę.Przybrałem zwierzęcą postać i dalej skradałem się przez krzaki.Nagle odgłosy idącej karawany ucichły.Czyżby się oddalili?
Wyjrzałem z krzaków i natychmiast z powrotem się schowałem czując na sobie czyjś wzrok.
-Wiemy ,że tam jesteś-zawołał kotołak -pokarz się!
Wyszedłem z krzaków trzymając róg nisko przy ziemi.Wszyscy obecni spojrzeli na mnie pogardliwie.
-Rozalia mogła byś?-spytał cicho Len
Inna zatoczyła ręką koło w powietrzu a w jej dłoni pojawiła się ta sama co wcześniej kosa.
Zbliżyła się do mnie na wyciągnięcie ręki i zamachała kosą na moją głową.Skuliłem się ze strachu.
-Nie bij prze...przetłumacz!-zawołałem patrząc na ostrze które znajdowało się teraz tuż przed moją twarzą.
Dziewczyna odstąpiła na krok potem na dwa i stwierdziła :
-Zabijanie mazgajów wcale nie jest zabawne
Spojrzałem na nią czując się już zupełnie swobodnie skoro jeszcze mnie nie zabiła to chyba już tego nie zrobi.
-Chodźcie -powiedziała Appalosa i poszła dalej
-Mogę iść z wami?-krzyknąłem za nimi
-NIE!
W brew wszystkim pobiegłem za nimi
-mogę was bronić w nocy
Rozalia tylko machnęła na mnie rękom.Podbiegłem do Lena
-możesz na mnie jechać
Kotołak również mnie odgonił.Dogoniłem Appalosę i zmieniłem postać
-Jak chcesz mogę wziąć od ciebie część bagaży
Zamyśliła się ,biegłem obok niej i nie zauważyłem lasu.Zanim się z orientowałem wpadłem między drzewa a mój róg wbił się w coś miękkiego.Potrząsnąłem głową wydawała się dziwnie ciężka.
Zazaezowałem wzdłuż rogu.To coś w co wbił się mój róg okazało się człowiekiem.
Mężczyzna zakaszlał a z ust wypłynął mu strumień krwi.Zrobiło mi się słabo.Teraz czerwona posoka zalała również moje kopyta.
W ciszy lasu rozszedł się dźwięk łamanej gałązki.Obróciłem się w tamtą stronę.Stojący teraz przede mną człowiek zachwiał się i upadł na kolana.Na jego szyi ukazała się czerwona mocno krwawiąca pręga.Dotknąłem pyskiem czoła nieszczęśnika ten chwycił leżący na ziemi miecz i uderzył mnie jego płazem.Czułem ból i wściekłość.Głowa pulsowałam i boleśnie.
-,,a więc mieli broń''- myślałem tocząc piane z pyska
Wściekle popatrzyłem w oczy konającego
-Chcieliście nas zabić?!
Nie odpowiedział spuścił wzrok.Wyszczerzyłem zęby i wyrwałem kawał mięsa  z jego gardła.
Nieznajomy zacharkotał a krew bulgocząc wylała się z rany.Oblizałem wargi czując na nich metaliczny smak krwi.Nie miałem czasu dłużej się zastanawiać nad tym co zrobiłem.
Gdzieś z tyłu dobiegło rozpaczliwe rżenie.Pobiegłem tam na czas żeby zobaczyć Appalosę ze strzałą w w karku.Podszedł do niej jakiś mężczyzna z nożem.Rzuciłem się na niego i wbiłem róg między jego żebra chwilę później martwy zwalił się na ziemię.Ukląkłem przy Appalosie rana wyglądała na groźną może nawet śmiertelną.Wyciągnąłem strzałę i natychmiast tego pożałowałem ukryte w niej zadziory rozdarły skórę i przyspieszyły krwawienie odrzuciłem strzałę i  zacząłem nerwowo rozglądać się za Rozalią.
Była zajęta walką z braku innego pomysłu  zacząłem potrząsać ranną.
-Nie zamykaj oczu coś wymyślę-zawołałem
-N.. Nie... Zostaw i... Wy idźcie, ja... ja już nie będę ży... żyć...
-O nie nie nie nie rub mi tego proszę!
Żałuję ,że tu przyszedłem ,że Rozalia mnie uratowała  ,że w ogóle się urodziłem.
Ponownie zmieniłem się w jednorożca i zbliżyłem róg do brzegu rany modląc się ,żeby moja moc ja uleczyła a nie zabiła.Zacisnąłem powieki jeśli ją zabije to nie chce na to patrzeć.

Appa?Przeżyłaś?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz